Lisboa

No to jestem. Powróciłam. Po 5 godzinach lotu wczoraj mogłam spokojnie zasnąć w swoim łóżku. Zdecydowanie wiem, że nie lubię małych samolotów, ziemniory w samolotowym obiedzie to jakaś ściema a bagaże nadane mają ciężkie życie.

Stęskniona mogłam w końcu przytulić Małża i pogłaskać Małą po kolanie.

Bilans wyjazdowy:
-kupa śmiechu
-pierwsze międzynarodowe wystąpienie
-odrobina zwiedzania po konferencyjnego
- odciski na nóżkach
- przejażdżka żółtym 28
- chwila oddechu i wielka tęsknota
- oswojenie samolotu
- i dużo wrażeń.

Lizbona to specyficzne miasto, gdzie kostka brukowa to chleb powszedni a rzeka Tag wygląda jak ocean. 17 km mostu robi wrażenie. Sport w postaci biegania, roweru czy szybkiego marszu to chleb powszedni a studenci w ciemnych pelerynach jak Harry Potter o 17 wylegają z uczelni na ulicę. Tramwaj 28 pozostawia wrażenia a kontrast bieda-bogactwo widać jak na dłoni. Lotnisko niepozorne i odrobinę chaotyczne za to wsiadasz do autobusu i wiersz, ze ktoś Ci pomoże. Ludzie rozmawiają ze sobą na ulicach a czas jakby stał w miejscu. Jak każdy tego typu kraj w sjestę zatrzymuje się na chwile by tętnić życiem już wieczorem. Pozorna jego nowoczesność i surowość kryje małe i większe niedoróbki. Na ulicy nie jeden Christiano Ronaldo a Salma Hayek czy inna portugalska czy hiszpańska piękność jest na porządku dziennym. Leginsy ogólnie są na topie i każdy je nosi. Z angielskim bywa różnie....czasem ciężko się dogadać. Oj duuużo by opowiadać...dużo...Z oceanarium całkiem sporym jednak odrobinę rozczarowującym. Na szczęście rekin mnie nie zjadł.

Po raz pierwszy nie czułam się jak w egzotycznym kraju a raczej jak nad Bałtykiem, bo zapach jakby taki podobny;) Ciepło...z 30 stopni wpadłam w 11 i jakoś ciężko się przedstawić. No i nigdy nie zapomnę tej pizzy, którą tam zjadłam...specyficzna to najlepiej określające ją słowo...;)




2 komentarze:

  1. My byliśmy całą rodziną w ubiegłym roku. Zakochałam się. Już chcę wracać :)

    OdpowiedzUsuń