Miało być zupełnie o czymś innym...

Miała być moja nowa ruda sukienka. Taki cichy zdjęciowy bohater. Ale jakoś samo wyszło, że jednak będzie inaczej...

Czy kiedykolwiek czuliście się zawiedzenie?
Czy kiedykolwiek czuliście ogromny żal?
Czy kiedykolwiek było Wam przykro bo skończyło się coś co można było nazwać przyjaźnią?

Pewnie nie raz, nie dwa i nie trzy. No może poza tą przyjaźnią, bo przecież wielkich słów nie używa się bez podstaw....cóż ja dziś na każde z tych trzech pytań odpowiadam tak. Tak i to w tej chwili i chwilę temu też i za chwilę też będzie tak....

Myślałam, że nie rzucam słów na wiatr...że są podstawy, że są stabilne i konkretne. Myślałam, że jesteśmy na tyle duzi że to jest fajne i mocne. No i udowodniliśmy, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną istniej.

Pierwsze skojarzenie...odbieranie indeksów i rozmowa o żabie na stacji benzynowej...takie niewinne początki. Później wszystko razem. Tak grupowo. Można było gadać o wszystkim do późna w nocy. O wszystkim dosłownie. I cóż skończyły się studia i na początku nic się nie zmieniło.

A później...później jednak się zmieniło. Rozlazło, pokruszyło a może przeterminowało? Jakoś droga Nam inną była, a chociaż temat "wszystko" pozostał ale jakoś taki inaczej, nie składnie, nie możliwie. A teraz...na milion smsów odpowiedź przyjdzie kiedy milion pierwszy pójdzie w eter...czuję się jak bym rozmawiała z zupełnie obcym człowiekiem, innym, nieobecnym.

Wiem, że życie idzie do przodu, pędzi wręcz i nie zawsze jest czas. Ja też idealna nie jestem ale o bliskich pamiętam i daje im znak, że jestem i czekam i tęsknie i nawet czasem gdy nici się rozchodzą to damy rade to wszystko zszyć. Czemu tym razem igły zabrakło? Czy naprawdę w odcień szarości trzeba popaść? A może w czerń smolistą? Nie wiem. Może rozmiar igły nie ten albo zabrakło naparstka i palec się skaleczył tak po cichu. Może to jakieś stare ściegi, niezatarte a może zupełnie nowe hafty, które przysłaniają cały świat i mamią pięknem. Nie wiem....

Mimo wszystko 9 września nadal jest w moim kalendarzu datą obowiązkową a jakieś tam śmieszne wspomnienia wspomnieniami obowiązkowymi. I tak mi przykro...tak mi żal ale tego nie zmienię.


Dziś wiem, że z tym żalem usnę ale uciszą go trochę ramiona mocne...ramiona, w których mój świat.

7 komentarzy:

  1. Zawsze przychodzi taki czas..gdzie jedyną osobą na ktora mozna liczyc...jestes Ty sama. Poza tym zbiegiem czasu, ludzie traca kontakt i nie ma juz tak czestych rozmow jak kiedys... czas pochlania im praca, rodzina , codzienne obowiazki...a czas dla znajomych nawet tych najblizszych gdzies sie ulatnia...zawsze tak bylo, jest i bedzie. Mimo to przykre..ze w jednej sekundzie wszystko pryska jak banka mydlana.Jak to spiewal Sidney Polak w kawalku Otwieram wino ..."wszystko się zmienia, coś jest a później tego nie ma (...)nic nie trwa wiecznie, niebezpiecznie jest wierzyć w to, że coś trwa wiecznie...dobre momenty, jak fotografie:zbieram w swej głowie jak w starej szafie."

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczescie mam jeszcze pare osob na ktore moge liczyc:D
    Czeste rozmowy to luksus ale zwykle "co slychac?" raz na ruski rok wystarczy...mi wystarczy bo to sygnal,ze ktos pamietam...ale moze ja jestem za wymagajaca...i nie godze sie na to pekanie banki...o nie...!

    OdpowiedzUsuń
  3. jak sie nie ma co sie lubi to sie lubi co sie ma....nikogo nie zmusimy na sile do nieczego....
    a poki co nie ma co sobie glowy zawracac...jak to sie mowi prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie....i to sa swiete slowa!!!!!
    ps. czekamy teraz na ta rudawą Panne co sie zowie sukienka:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. ludzie przychodzą i odchodzą, rodzą się i umierają, więc wydaje się logiczne, że tak również "działa" przyjaźń. mimo, że "4ever" to jednak rzadko wychodzi nam to "na zawsze". Ja wiem i rozumiem, słucham, patrzę, obserwuję baaa zdarza mi się, że nawet czuję coś od czasu do czasu, wtedy nachodzi mnie takie sentymentalne patrzenie wstecz i przyglądanie się samej sobie z perspektywy czasu. Patrzę na te przyjaźnie, dzisiaj bardziej z przymróżeniem oka niż z żalem że to już się skończyło, że to już za mną. Byłam dzięki nim szczęśliwa, szczęśliwa jestem dzisiaj, i szczęśliwa będe jutro z ludźmi którzy moimi przyjaciółmi dopiero się staną bo ich jeszcze nie znam. FI

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz. Jak to przeczytałam zaszkliły mi się oczy. Tak moje życie się potoczyło, że jestem samotną mamą. Sama wychowuję syna i nie jest to łatwe zadanie. Niestety przysłowie, że przyjaciół poznaje się w biedzie w tym wypadku jest w 100% trafione. Miałam przyjaciela, takiego prawdziwego, znamy się już 11 lat. A od roku, dzięki jego nowej miłości, która jest irracjonalnie o mnie zazdrosna (no cóż, panna z dzieckiem to słaby materiał do romansowania, czyż nie?) kontakt się nam urwał. Teraz przypadkiem się dowiedziałam, że wyjechał za granicę, serce mi prawie pękło.
    Mam innych przyjaciół, ale to był mój pierwszy prawdziwy przyjaciel, chciałoby się napisać, że na dobre i na złe, lecz jednak tylko na dobre...
    So... Life goes on..

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mimo wszystko staram sie jeszcze powalczyc...i widze efekty. My sie znamy juz 10 lat. Nie jedna kobiete w jego zyciu przerobilismy,ze tak powiem i nic sie nie dzialo, bo ja mimo wszytsko musialam cos tam zadzialac...pokazac czy wytlumaczyc. A przyjacielem sie jest bez wzgledu na wszystko, w kazdej sytuacji i w kazdym momencie. Jesli tak z Toba postapil to jednak nie byl tak prawdziwy jak wydawac by sie moglo. I nie wyobrazam sobie, ze ktos tak moze postapic. Chyba,ze jest tak jak choragiewka na wietrze...A co do Panny z dzieckiem, to ja Cie podziwiam. Naprwade. Musi byc ciezko polaczyc wszystko i jakos to tak posklejac zeby do siebie pasowalo. Podziwiam,ze dajesz rade to zgrabnie poukladac, masz jeszcze czas na bloga i sie usmiechasz do zycia:) Czuje przez kazbelki, ze tak wlasnie jest:)

    OdpowiedzUsuń