I to jaki...październikowy;) Więc z rana najpierw było tak...
A skoro było już tak to trzeba było wyjść na dwór dotknąć tego cuda. I tak oto zrodziła się super bohaterka SOWA!!!
SOWA początkowo bardzo nie ufna i z zatartymi wspomnieniami zeszłorocznego śniegu powoli się rozkręcała. Przecierała oczy i przecierała....początki były baardzo powolne i z asystentem, tak na wszelki wypadek...;)
Ale kiedy SOWA poczuła wiatr w skrzydłach od razu historia była inna;)
Tak szybko latają SOWY;) A co nie mogą;)?
A na koniec tej podróży SOWA spotkała prawdziwego, najprawdziwszego październikowego bałwana;)
A teraz się grzejemy w gnieździe;)
I tak oto bilans dnia pierwszego śniegu:
-tata z trzema śnieżkami na pleacach
-mokre małe rękawiczki
-przemoczone buty mamy
-najprawdziwszy bałwan
-SOWA w natarciu;)







Fajna sóffka :))))
OdpowiedzUsuńŚmię zuchwale stwierdzić, że najfajniejsza;p
OdpowiedzUsuń