Skyfall

Udało się do kina pójść. Mama ucieszona a Skyfall....

 

Bond jaki jest każdy widzi. Taka klasyka kina. Od lat w garniturze, jeździ Astonem Martinem i popija martini wstrząśnięte nie mieszane, obowiązkowo. Uwodzi nie od dziś i uwodzić pewnie będzie przez lat kilka i naście i jeszcze więcej.


Ja jakoś zazwyczaj omijałam Bonda szerokim łukiem. Nie ten. Nie taki. Nie mój klimat. Nie moja estetyka. Po prostu nie bo nie i już. Aż do czasu....a konkretnie aż do wczoraj.

O dziwo sama zaproponowałam ten film. Leżał on w kręgu potencjalnych ale w związku z faktem, że reszta potencjalnych była o godzinach nie wskazanych to on stał się tym wybranym. I wiecie co, nie żałuję. Przeciwnie. Chciałabym jeszcze raz i jeszcze i jeszcze.

Film zaczyna się dość nietypowo. Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl "Ale jak to? Ale czemu tak?". Ale to nietypowe rozpoczęcie ma swoje dalsze konsekwencje. Bardzo dalekie bym nawet rzekła.

Ten Bond nie jest Bondem typowym. Raczej z lekka refleksyjnym i dającym do myślenia. Krew nie sika po ścianach, nie leją się po buźkach w nadmiarze. Efekty specjalne nie wychodzą bokiem do granic możliwości. Wszystko jest wyważone, jak dla mnie idealnie.

Można podziwiać cudowne widoki i ma się wrażenie, że jest się w tych miejscach namacalnie.

Akcja jest, że bym tak rzekła, w sam raz. Miałam na początku co do tego pewne wątpliwości ale później...czułam jak sama z sobą prowadzę dyskusję "No już, no szybciej. Uważaj". Wbijałam się w fotel w niektórych momentach, szczególnie w jednym. Nawet przymknęłam troszkę oczy.

Sama fabuła jest przemyślana do granic możliwości.

Dorzucam do tego niesamowite kreacje aktorskie. Daniel Craig to chyba oczywista oczywistość i pasuje mi do szorstkiego twardziela jak ulał. Do tego Javier Bardem jako Raoul Silva...bezkonkurencyjny, pomijam że charakteryzacja mnie na tyle zmyliła że go w ogóle nie poznałam. W roli dość charakterystycznego Silvy trafiony w 100%. Judi Dench jako M. Nieoceniona. No i kreacja Bena Whishawa jako młodego Q. Trafiona w 100%.

 




Można do tego dorzucić niesamowita muzykę, która tylko podkreśla charakter całości.

Jak dla mnie "Skyfall" trafiony w 10 i chyba sprawi, że zaprzyjaźnię się z Bondem na dłużej. Chętnie poszłabym na niego raz jeszcze. Jeśli ktoś nie był polecam!

http://www.youtube.com/watch?v=DeumyOzKqgI


6 komentarzy:

  1. Hmmm, nigdy nie lubiłam Bonda ale Twoja recenzja mnie zachęciła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja tez go nidgy nie lubilam:)
    wcale nie mialam ochoty go ogladac na swe wlasne oczy ale los chcial zebym zobaczyla i los wiedzial co robi;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też nigdy Bonda nie lubiłam, może trochę za czasów Pierca Brosnana, ale to ze względu na aparycję wyżej wymienionego ;) Dwa poprzednie Bondy mi się w ogóle nie podobały a ten tak. Nie wiem dlaczego ;) Film zdecydowanie dobry, miał jeden moment, tak ze 20 minut, że mogliby to wyciąć, ale ogólnie oceniam również na duży plus. A Bardem, się cieszyłam jak głupia, że go w Bondzie zobaczę (po Vicky Christina Barcelona robię do niego- aaaahhh) a jak zobaczyłam to- WOW. Nie poznałam ;) Podpisuję się pod Twoją recenzją, dobrze wydane 20kilka złotych na bilet ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja tez czekalam na Bardema i jak go zobaczylam myslalam,ze to jeden z tych mafijnych chińczyków;) ale zagrał brawurowo;) i tez mam do niego slabosc po Vicky Christinie Barcelonie;)
    Skyfall zawladnal moim sercem;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie się do mnie przypałętało na facebooku :D
    https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/575265_531020926926909_174050416_n.jpg

    OdpowiedzUsuń