Nie wiem czy to świąteczna atmosfera, którą wciągamy jak powietrze od paru dni czy to jakieś czary mary ale moje dziecie z każdym dniem zaskakuje mnie coraz bardziej. I bardziej i bardziej. Wczoraj byłą dyskusja, a dziś?
Dziś prawdziwe dorosłe rozstanie i jej wielka inteligencja, która objawia mi się z każdym dniem coraz bardziej... ale zacznijmy od początku.
Wstawanie poranne a mianowicie o 5 minut 30 to nie lada wyczyn. Szczególnie kiedy robi się to pięć dni w tygodniu i to z rzędu. Mała więc, zupełnie tak jak i my, kiedy spędza tą całą godzinę w samochodzie ma czasem momenty senności nieogarniętej. Znaczy to tylko tyle, że musi być przy niej jej ukochany różowy kocyk z zieloną żabą na środku i monio, który do snu być musi....Wiem, wiem że monio to nic chwalebnego przy dwulatce ale wychodzę z założenia, że nic na siłę. Mała sama zdecyduje kiedy ostatecznie powiedzieć mu "papa". Mam nadzieję, że będzie to już niedługo. Taki Nasz senny set.
Ten Nasz senny set jednak zostaje w samochodzie kiedy Mała idzie do żłobka. I świetnie tam bez niego funkcjonuje. I pięknie śpi i się bawi i wcale za moniem nie tęskni ani za kocykiem.
Do tej pory rozstawanie się z moniem i kocykiem było istną tragedią. Rozpaczą czarno, bo jak to tak może być, że ona bez nich do żłobka nie pójdzie. Nie i koniec...i tak było dnia każdego...aż do dziś....
Kiedy już się ubrała i wychodzić chciała położyła monia i kocyk ze sobą koło fotelika i....
Mała: Papa monio, papa kocyk. Muszę iść do dzieci a mama do placi ale niedługo do Was wrócę.
Moja Małą wielka duma:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz