Zbliża się weekend, więc cóż można zrobić?
Ano można pójść do kina.
Może nie na nowość, ale na pewno na jakość.
To był pierwszy film, na którym byłam kiedy to podczas
napisów końcowych nikt nie ruszył się z miejsca. W trakcie trwania filmu nikt
nie jadł popcornu, nikt nie szeleścił, nie odpalał telefonu żeby zobaczyć która
godzina. I choć film leci już ładnych parę tygodni nadal są chętni, żeby go
obejrzeć.
„Bogowie”, bo o nim mowa zrobił na mnie niesamowite
wrażenie. Pierwszy polski film, który określiłabym mianem „niesamowity” i
pierwszy film, po którym Małż nie mógł spać w nocy.
Według mnie najmocniejszym jego punktem jest autentyczność.
Nie ma koloryzowanych obrazków i odcieni różu. Są za to soczyste „kurwy”, dużo
papierochów i jeszcze więcej odwagi. Ja, która za bebechami na wierzchu nie
przepadam i nie bardzo lubię też krew lejącą się, bez względu na to czy to
woja, operacja czy inne cudo, siedziałam jak urzeczona. Oczy zmrużyłam tylko
raz, przy scenie w prosektorium. Pierwszej scenie z piłami, cięciem i
rozcinaniem ciała.
Dla mnie „Bogowie” to historia, którą chciałoby się powtarzać
bez końca. To odwaga w podejmowaniu decyzji, to czasem zagubienie, trudne
decyzje i nie zawsze zgodne z własnymi przekonaniami, to relacje niekoniecznie łatwe ale autentyczne, to charyzma. W końcu „Bogowie” to
opowieść o misji, powołaniu i miłości. Miłości i szacunku do pracy, życia, drugiego
człowieka.
Nie muszę zapewne dodawać, że gra Tomasza Kota to dla mnie
absolutny majstersztyk. Te gesty, ruch rąk, charakterystyczny chód, ułożenie
ust... Podziwiam. Naprawdę podziwiam.
Jeszcze bardziej mnie zachęcasz, by ten film obejrzeć. Do kina pewnie nie damy już rady, ale chyba zakup na DVD będzie obowiązkowy
OdpowiedzUsuńwarto, naprawdę warto:)
OdpowiedzUsuńWciąż próbuję znaleźć możliwość by wybrać się na niego do kina i ciągle coś staje na przeszkodzie. Mam nadzieję, że w końcu mi się uda
OdpowiedzUsuńoby:) Naprawde warto:)
OdpowiedzUsuń