Zacznijmy od tego, że post ten nie ma na celu nikogo urazić, obrazić
itepe itede. To tylko moja refleksja i moje spojrzenie na sprawę. Mogę
się mylić, bo jestem tylko człowiekiem ale swoje zdanie też mogę
wypowiedzieć.
Poszłyśmy dziś z Małą do kina. Kopciuszek zrobił
swoje i nas zwabił. Środa to nie jest dzień kinowy ale parę osób na sali było. W tym ona, matka czwórki dzieci. Młoda kobieta. Jej orężem telefon
komórkowy a maską mina znudzenia. Była też czwórka jej dzieci. Dwóch
chłopców i dwie dziewczynki. Najmłodsze około roku, najstarsze na oko około 6 lat. A wraz z nimi pusty koszyk na zakupy, tajna broń.
Kiedy
weszłyśmy do sali od razu było widać tą czwórkę. A właściwie trójkę, bo
akurat wtedy najmłodsze było w koszu na zakupy. Latały, podnosiły i opuszczały siedzenia, krzyczały, szarpały siedzenia również te, które były już zajęte. Cała sala w posiadaniu tej trójki. Matka znudzona z
telefonem w reku. Zero reakcji.
Kiedy zaczyna się film sytuacja
niewiele się zmienia. Biegi przełajowe, krzyki, zabawa w berka. No akcja pełną gębą. I siadanie na krzesłach i wstawanie. I ganianie się.
Do
trójki w trakcie filmu dołącza najmłodsze wyjęte z kosza. Biega
niezgrabnie, krzyczy do rodzeństwa. Matka nic - obojętność. Ogląda film
zaśmiewając się w odpowiednich miejscach. Kiedy najmłodsze zaczyna jęczeć
na przemian wkłada go do koszyka i go z niego wyjmuje, i powtarza
"Ciiiii, ciiii".
I na tym się kończy jej rola, na oglądaniu filmu, wkładaniu do koszyka i ogarnianiu telefonu.
Ona zadowolona.
Inni oglądający? Nie wiem jakie w nich uczucia były i myśli. Wiem, co ja myślałam i myślę nadal.
Kiedy jestem rodzicem i biorę dziecko do kina, i zapada ciemność nie zwalnia mnie to od myślenia.
Ciemność nie sprawia, że dzieci znikają.
Ciemność nie sprawia, że nie muszę bo i tak nikt nie zobaczy.
Jestem
rodzicem i odpowiadam za swoje dziecko. Wiem, że dzieci mają swoje
prawa i tak dalej, ale mają też różne obowiązki. A moim, jako rodzica,
obowiązkiem jest to przekazać. Nauczyć zasad, jakie panują w różnych
miejscach. Nauczyć zasad zachowania się. Tłumaczyć, na przykładach żeby dziecko mogło to sobie zwizualizować. Pokazywać i uczyć szanować innych ludzi.
Wiem
też, że jeśli dzieci są tak żywe i mają potrzebę polatania tu i ówdzie, to
może zamiast do kina trzeba iść gdzieś, gdzie energię da się
spożytkować. Gdzieś, gdzie można szaleć nie przeszkadzając innym. Jednak
kino według mnie to nie sala zabaw.
Ja rozumiem, że czwórka dzieci to ciężki kawał chleba.
Rozumiem, że każdy ma prawo do swojej przestrzeni.
Rozumiem, że każdy ma swoje potrzeby i lubi chwile ciszy.
Rozumiem.
Ale dalej jestem rodzicem i uczę dziecko różnych ról, bycia obywatelem i członkiem społeczeństwa także.
Czego według was nauczone są te dzieci?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bez stresowe wychowanie, głupota rodziców - nie wiem z czego to wynika, ale często obserwuję takie sytuacje. Żal w sumie tych dzieci bo nie dostają żadnego wzorca, zasad. Za 10 lat też nie będą potrafiły zachować się choćby właśnie w kinie, albo zwyczajnie w ogóle tam nie pójdą.
OdpowiedzUsuńwłaśnie, za 10 lat...okaże się, że nie potrafią funkcjonować w grupie. Nie potrafią się zachwiać. Nie wiedzą jakimi zasadami kierują się ludzi. To jest przykre niestety. Chyba, że sytuacja się zmieni i stanie się coś co wróci wszystko na dobre tory. Chyba, że to jedyny taki incydent tej matki....ale gdyby był jedyny nie wyglądałoby to tak raczej.
OdpowiedzUsuńoj, oj, chyba by mnie szlag trafił widząc taka matkę......ja tez rozumiem, że przy czwórce jest co robić, ALE jeśli nie potrafią się zachować to nie zabrałabym ich w miesjce publiczne by przeszkadzały innym....mogę sobie tylko wyobrazić jak cieżko tej matce, ale jakieś grancie muszą być
OdpowiedzUsuńwłaśnie. granice muszą być a dziecko musi je znać. Ja sama nie jestem idealna i wiele błędów popełniam ale staram się.
OdpowiedzUsuńWiesz co, takie sytuacje robią czarny PR obecności dzieci w przestrzeni publicznej. Te dzieci czy są czegoś nauczone? Chyba tylko przyzwolenia że wszystko im wolno. Ja naprawdę podziwiam matki mające więcej dzieci, ale to nie powinno oznaczać pobłażania. Jacy dorośli wyrosną?
OdpowiedzUsuńDzieci w przestrzeni publicznej są potrzebne, jak najbardziej. Ale to rodziców zadaniem jest nauczyć je w niej funkcjonowania. Bez pobłażania. Dokładnie tak, jak mówisz. Nie chce wiedzieć jacy będą Ci dorośli...
OdpowiedzUsuńNauczone są, że wszystko im wolno, że są najważniejsze, że nie trzeba przejmować się innymi. Niestety patrząc na to wszystko co się obecnie dzieje, w którym kierunku zmierza społeczeństwo odnoszę nieraz wrażenie, że będzie im w życiu lepiej i łatwiej. Smutne!
OdpowiedzUsuńzłudzenia sa takie kuszące ale takie pękające jak bańki mydlane.
OdpowiedzUsuń