Wychowanie dziecka to kawał ciężkiego chleba. Nie raz już to napisałam i nie raz napiszę. Bezgraniczna miłość to jedno. A totalna bezradność to zupełnie co innego.
Są dni kiedy mam dosyć totalnie, kiedy nic nie pomaga. Nawet ten mały uśmiech. Są dni kiedy drzwi łazienki są za cienkie i chciałabym schować się do dziury mysiej, a właściwie niedźwiedziej.
Wkurza mnie czasem to powtarzanie po milion pięćset tysięcy razy "nie rób tego, bo....". Wkurza mnie czasem proszenie po milion pięćset tysięcy razy. Wkurza mnie to czasem strasznie, a nawet bardziej.
I wątpię. Czasem wątpię. Mimo pewności co do kierunku wychowania i poczucia słuszności różnych działań wątpię. Wątpię w efekt. Wątpię w naukę. Tak zwyczajnie wątpię. Z tego wszystkiego i pomimo tego wszystkiego.
I przychodzi jeden moment. Jedna iskierka, która rozświetla wszystko. Jeden przebłysk i moja wiara bucha ze zdwojoną a nawet strojoną siłą.
Wychodzimy z Małą na spacer. Trzyma mnie za rękę i dziarsko kroczy. Nagle widzimy dójkę dzieci latających po ławce w butach z piachem. Obok dzieci stoi tatuś jednego z nich. Rozmawia przez telefon. Reakcji zero. I wtedy do akcji wkracza Mała.
Mała: Nie wolno chodzić po ławce.
Jedno z dzieci: Wolno.
Mała: Nie wolno.
Jedno z dzieci: Wolno.
Mała: Nie wolno. Jak się chodzi po ławce to się ją brudzi i wtedy ktoś, kto na niej usiądzie ubrudzi sobie ubranie. A Ty chciałbyś miec brudną ulubioną sukienkę albo ulubione spodnie? Bo ja nie!
I moja wiara buchnęła z mocą potrójną. I mimo tych wątpliwości, tego zmęczenia i poczucia beznadziei, które czasem się pojawia wierzę. Wierzę w siebie. Wierzę w obrana ścieżkę wychowania. A najbardziej wierzę w swoje dziecko!
Wierzę w nią!
Etykiety:
codzienność,
Mała,
Mała mówi,
matka,
rozmowy (nie) kontrolowane,
wychowanie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz