Jak skutecznie obudzić matkę kiedy ma wolne

No i stało się. Dziecior na antybiotyku, matka na wolnym. Po opowieściach Małżona o tym, że Mała wstaje o 7 a nawet, o święty Barnabo, po 7 wierzyłam że i mnie to spotka. Wiedziona tymi wizjami mimo, że wczoraj padałam na twarz z prędkością światła a moje gardło krzyczało "Halo, halo ja Cię bolę!" wlizłam na steper by stepować, chociaż 15 minut. I tak do 20 dobiłam i na tym zakończyłam, chociaż wyrzuty sumienia były ogromne że tak mało. A po skończonym stepie spać poszłam.

Sen bez konkretów jednak pięknym był, bo mogłam sobie po prostu leżeć do góry dupencją i odpoczywać. Ach, ciepła kołderka, sen bez konkretów i ja! To lubię. Więc leżałam ja, matka kwoka w gnieździe swym. Do czasu aż Mała nie postanowiła wstać...o 6 rano!

Zaczęła od tego, że...wypadła z łóżeczka. Znaczy wyszła tyle, że na końcówce straciła przyczepność i upadła. Podkreśliła to okropnie głośnym krzykiem, jak by samo głuche łubudu nie dało mi znaku, że upadła, wyleciała  czy jak to tam zwał.

Kiedy już otrząsnęła się z upadku podeszła do mnie po to tylko, żeby....wejść na mnie i kazać się lulać. Także w pół śnie musiałam wykonywać dziwne ruchy po to tylko żeby lulać umoszczoną na mnie Małą. Pół biedy jak by się tylko mościła. Naprawdę pół. Jednak ona wolała przy okazji wepchnąć mi w każdą wolną dziurę na twarzy swoje małe loki. Święty Barnabo, one były tak sprytne, że nawet jak zaciskałam powieki do bólu to te małe, choć urocze, wciskały się szparą której właściwie czysto teoretycznie nie powinno tam być.

Kiedy jednak już stwierdziła, że nie może się więcej lulać postanowiła mnie uczesać. Hmmm....czyli ni mniej ni więcej postanowiła mi wyrwać włosy. Garściami. Ile się w garści zmieści tyle pociągnęła.

Kiedy wysunęłam propozycję, żebyśmy jeszcze chwile pospały a i owszem nawet się zgodziła. Do czasu. Najpierw ułożyła się tak, że jej noga smyrała mnie po brzuchu, aż w końcu nogę zastąpiła pupa która skutecznie przycisnęła mój żołądek do kręgosłupa.

Z trików mniej wyrafinowanych... wkładanie palca w oko, w dziurę od nosa tudzież w usta w poszukiwaniu zębów, wciskanie smoka w żuchwę (to chyba w imię śniadania), kasłanie na mamę żeby zarazki ją z łóżka wykurzyły, krzyczenie do ucha, ciąganie za nos, prowadzenie rozmów na poziomie (zdecydowanie mamy poziom o tej godzinie jest poniżej zera) i takie tam.

Efekt tego taki, że mama wstała. Zdążyła już pozmywać, nastawić pranie, leki podać, śniadanie zrobić....i w ogóle. Tyle, że mam wrażenie że ciało swoje a umysł jeszcze w gnieździe się mości:/


5 komentarzy:

  1. a my dzisiaj lulaliśmy do 10:00 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zazdroszcze:) poniewaz my juz dlugo na nozkach i Nam marsza graja pewne organy z glodu mama wziela sie za swoj pierwszy w zyciu kapusniak:D

      Usuń
  2. za to wieczorem masz czas dla siebie kochana...u nas spanie do 8, ale dzień kończymy około 22:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak u nas, koło 22, ale śpi do 9, 9.30 :D

      Usuń
    2. No moja wczoraj polozyla sie o 21 a i tak 6 rano sie pojawila:/

      Usuń