Matko Wygodna, żeby pokazać Ci, że pięknie nigdy nie znaczy tak pięknie, jak Nam się wydaje jedna z ostatnich historii z wydzielinami dziecięcymi, a raczej w tym przypadku odchodami (tak wiem, to obrzydliwe) z ostatnich dni która się wzięła i przydarzyła. No taki lajf. Matka pracująca też ma odpady, odchody i wydzieliny i nie da się przed nimi ukryć.
Dziecię me choć kochane do granic możliwości to z pieluchą do końca rozstać się nie może. No właściwie to może, bo jednak woli latać w majtach i pielucha to największe zło tego świata...tyle, że o ile siusiu idzie gładko o tyle rzecz gęstsza dostarcza krzyków, rozpaczy i spazm nie do opisania. Ale staramy się no, staramy.
Ostatnie dni owocowały pierwszą wizytą w potencjalnym, przyszłym przedszkolu (Boże pójdę na kolanach do Częstochowy tylko niech to "potencjalne" zamieni się na "Nasze"). No, co do siusiu byłam pewna, co do gęstości nie, więc Mała została wyposażona w majtki pieluchowe co by wszystkim było łatwiej. No i co? Pech a może i nie pech chciał, że Mała tylko wejść na salę zdążyła, wydała z siebie ten dźwięk i już wiedziałam co się święci. No i ten zapach. Uwodzicielski aromat.
Gorączkowe poszukiwanie toalety. Pytanie do pani gdzież ona się zapodziała. I jest, toaletę odnalazłyśmy. No i trzeba się było rozebrać, majty zdjąć, wytrzeć co trzeba, założyć majty i wrócić do zabawy. Najprostsze okazało się rozebranie, ubranie i powrót do zabawy. Środek wypadł raczej...tragicznie.
Majty zostały tak niefortunnie zdjęte, że ich zawartość rozlała się od pośladów po pięty włącznie. Trochę nawet postanowiło upaść na podłogę. I nawet ten nie dający się odizolować aromacik. Mmmm bajka. Wzięłam się więc za szorowanie pupy mojej słodkiej. Chyba całe opakowanie chusteczek mokrych na to zużyłam, a kiedy wydawało mi się, że sytuacja opanowana i mogę Małą ubrać, na kolano ją usadziłam. A dżinsy tego dnia jasnymi były.
I co? No nic bardziej mylnego z tym kolanem. Okazało się, że to właśnie na mych pięknych dżinach ostatnie gęstości znalazły ciche schronienie. O Matyldo! Ubrałam Małą. Doszorowałam siebie, I stwierdziłam, że wracać do zabawy możemy. I kiedy zakrywałam swe dżiny usilnie (na szczęście los chciał, że długi sweter miała na sobie) modląc się, żeby zapach mokrej chusteczki wybił aromat gęstości zauważyłam, że...Mała ma gęsty rękaw od bluzki! O Matyldo do kwadratu! Tu się pokręciłam, tam się pokręciłam, udawałam, że buzie wycieram i wytarmosiłam rękaw. Do bólu rękawa i zniknięcia gęstości.
Jaki z tego morał? Macierzyństwo z całym dobrodziejstwem inwentarza nie ominie ani pracującej ani nie pracującej matki. A ile się można nauczyć, a jak można opanować gimnastykę artystyczną, a jak to człowiek kamuflażu się uczy. Bajka. Po prostu bajka. Także matki współtowarzyszki dziękujmy Naszym dzieciom, że tak rozwijają w Nas talenta i umiejętności, o których istnieniu pojęcia nie mamy...do czasu;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jakby ci to kochana powiedzieć...To z dwojga złego wybieram moje rzyganka. No nie ma co, przesrane miałaś :-) ;-*
OdpowiedzUsuńprzesrane po całej linii;)
UsuńAle widzisz...życie mamy takie smao;p
No i klops! Zawsze się coś zdarzy w momencie kiedy człowiek najmniej tego oczekuje. Aleś wyszła z twarzą. Pewnie nikt się nie zorientował. Jesteś Mistrz! To ja Żunia. Kurde, chhyba konto na tych googlach zalozyc musze...
Usuńgrunt to dlugi sweter, dobra sciema i mokre chusteczki. Zuniu zaloz i od razu do bloga sie przymierz;p
Usuńhitorie z aromatem... mam w tym wprawe;))) jeszcze z czasów starszej godzilli...;))
OdpowiedzUsuńopowiedz, opowiedz;p
Usuńhahaha...dzieci wiedzą kiedy zrobić dwójeczkę:)) Dałyściempopis i nie ma bata, żeby Niko nie dostała do przedszkola jak takich atrakcji dostarcza dnia pierwszego:D
OdpowiedzUsuńoby oby:) trzymaj za nas kciuki ciotka:)
Usuńa Wy za nas:))
Usuńtrzymamy trzymamy:)
Usuń