It's tea time



Mała zaprosiła mnie na herbatkę. Bawarkę wręcz. Było mleczko. Była herbatka i był cukier. Wszystko w małej zastawie, która na swój debiut czekała rok. Okrąglutki. Ale się doczekała. A, że ja ją uwielbiam też to się nią chwalę. A co;)




Ja: Pijemy herbaktkę?
Mała: Aha.

Biorę więc czajniczek i nalewam.

Ja: Mleczko?
Mała: Yhym
Ja: Cukier?
Mała: Yhym
Ja: Ok. Gotowe. Częstuj się.
Mała chwyta za pojemniczek na cukier.
Ja: Kochanie ale Ty pijesz cukier.
Mała: Yhy. Najlepsy z tej helbatki.

A później nagle w filiżankach coś urosło. Chyba jakiś krem brule. Czy jakoś tak;)



Kiedy już herbatkę wypiłyśmy i to coś tam zjadłyśmy trzeba było zastawę umyć.
A jak już umyta była to i wysuszyć.
To na suszarkę rzuciłyśmy.



A kiedy już się wysuszyła do pudełeczka swojego trafiła i czeka na następne popijanie cukru. Bo przecież on najlepszy z tej herbatki;)


8 komentarzy: