Wszystko zaczyna się całkiem niewinnie. Matka po dwóch godzinach usypiania dziecięcia mówi, krótko i stanowczo "Niuniu, to że Ty nie chcesz spać, bo nie jesteś zmęczona nie znaczy, że ja tego nie chcę. Koniec. Idę spać. A najpierw się umyć. Ty możesz skakać po łóżku jeśli Ci z tym dobrze. Ja idę w końcu spać". Nie wiedzieć czemu to zawsze działa. Mała kładzie się do łóżka po to by czekać aż z kąpieli wyjdę ale ja kąpię się tak długo (najwyraźniej!), że ona usypia.
Błoga cisza zwodzi matkę na manowce. Sunie więc matka do łóżka. Powoli...no dobra, wcale nie powoli bo bardzo ale to bardzo chce się już położyć (zakładamy, że przed myciem zrobiła wszystko). Widzi łóżko i jest jej tak dobrze na sercu, bo wie że za chwilę się na nie walnie. Będzie tylko ona i poduszka. I zaczyna się.
Najpierw ni z gruchy ni z pietruchy na drodze do łóżka wyrasta skarpetka. Niby nic. Zwykła, mała skarpetka. Wyrasta jak spod ziemi. Jakby na spacer chodziła. Wieczorami. Ktoś pomyśli, co to za problem taka skarpetka. Ano taki, że najczęściej jest ona nie zauważona i nikt nie wie o genezie jej istnienia na tej drodze matka-łóżko. Sama matka też nie i stopą dotyka skarpetki, która funduje jej mini ślizg. Na szczęście w porę udaje się odzyskać równowagę.
Udało się. Matka dociera do łóżka. Piękne łóżko. Wygodne łóżko. Jej łóżko. Będzie się rozkładać. Jedna ręka opiera się już o materac....i...ałałałałałała!!! Skąd wzięły się tu te wszystkie małe elementy. Znaczy się jeden i konkretny. Smerfetka. Śpi...nie w swoim łóżka i do tego wbija mi się w rękę. Szybko znajduje jej więc miejsce gdzieś koło łóżka.
No już. Już spokój. Druga ręka na materac....i ślizg. Moja głowa sama w tempie ekspres ląduje na poduszce. Okazuje się, że pomaga jej w tym skutecznie książka czytana na dobranoc...zadziałała jak deska snowboardowa. Książka więc ląduje koło Smerfetki. Niech czyta dziewczyna jak zasnąć nie będzie mogła.
No i w końcu się udaje. Poduszka głowa i ja. Ale jednak zachciewa się matce jaśka pod głowę. Wyciąga rękę, chwyta go a z niego spada kubek, niby niekapek co to porą wieczorową wodę Małej dostarcza. Pusty a pełnym był. i okazuje się, że jasiek uprany. Mokry i nie wyżęty. Tragedia. Jasiek musi spać obok.
Wyciągam się więc i na poduszce poprzestaje. Zamykam oczko jedno i drugie. I zamykam. Czuję coś w okolicy biodra. Coś szczypie. Myślę sobie jednak, ze to gumka od spodenek,od piżamy mnie pije. Olewam i zamykam oczy. Odpływam. Oj odpływam.
O 5 budzik mnie wyrywa ze snu. Coś dalej mnie pije. Poprawiam gumkę ale wtedy okazuje się, że to nie ona...to tylko mały plastikowy pierścionek. O szit. Dziś przed zaśnięciem wszystko sprawdzę, wszystko. Nawet potencjalny szlak wędrówki skarpetki.
zamieniam smerfetkę na dziadka z duplo, skarpetkę ma bokserki i proszę jestem u mnie w domu:D
OdpowiedzUsuńjakie to jest...uniwersalne;)
UsuńJa dorzucam jeszcze skrzypiącą podłogę i nadepnięcie na ogon psa, który robi przy tym dużo krzuku.. ahhh znam Twój ból ;)
OdpowiedzUsuńPsa jeszcze nie mam a podloga jeszcze nie skrzypi...ale wszystko przede mna;)
UsuńPodbijam chrapiącym mężem. Cały czar pryska, nerw się włącza i po spaniu.
OdpowiedzUsuńprowadzisz jak na razie chyba w tej stawce;p
UsuńA myślałam, że tylko mój tak okrutnie piłuje co noc (a razem z nim pies :/)
Usuńmój gada przez sen...to dopiero kabaret;p
Usuń