Ciemną nocą.

Noc to bardzo specyficzna pora doby.

Kiedy byłam młodsza, ale tak odrobinę tylko, były imprezy. Nie jakieś nadmierne i nie jakieś szaleńcze. Takie w normie bym rzekła. Później kiedy Mała się urodziła noc była momentem cyca wietrzenia. Nie to żebym go nie myła, po prostu wypuszczałam go na wolność żeby mógł sobie chłopaczyna pohasać. Teraz to czas kiedy wszystko zdarzyć się może.

Kiedy zapada zmrok idziemy z Małżonem do sypialni. Najczęściej każde z Nas o swojej porze. Czasem z winem pod pachą. Czasem razem po to tylko żeby odwrócić się do siebie plecami i spotkać gdzieś w obrębie pośladków. Stykamy się nimi i już. Taka magia.

Czasem jednak dzieją się rzeczy niesłychane. Tak jak na ten przykład ostatnio.

W nocy mój pęcherz nie śpi. On czuwa i daje o sobie czasem znać. Nie mam za dużego wyjścia. Musze z nim współpracować jeśli chcę mieć spokojne życie. Wstaje, działam, wracam. Kładę się z jednym okiem zamkniętym a z drugim na wpółprzytomnym.
"Czego by panienka tu chciała?" pada pytanie.
Moje wpółprzytomne oko otwiera się a to zamknięte przechodzi w stenbaj. Głos zza kadru normalnie. Ale spokojnie to tylko mój Małżon.
"No czego by tu panienka chciała się pytam"
Zwariował czy o drogę pyta?
"Oświadczam Ci, że to również moje łóżko i mam zamiar się w nim położyć, bo mam do tego takie samo prawo jak Ty". Pada moja jakże wysoka odpowiedź. I orientuje się wtedy, że Małżon mój przez sen gada. A ja sobie pogaduszkuje razem z nim! O losie.

Uspokojona i świadoma zagrożeń płynących spod kołdry obok zamykam oczy. O jak pięknie. Błogo. Bez pijących gumek i z wszystkimi małymi elementami pod dupskiem męskim (tak, mój sposób ostatnio na pozbycie się małych elementów z łóżka to znalezienie im miejsca po drugiej stronie ;) ). Zasypiam.

"No zapierdalaj Nam tym rowerze! No zapierdalaj!". Mało z łóżka nie spadnę. Siadam wyrwana z półsnu i zastanawiam się czy jadę na rowerze czy dopiero się na niego wybieram. Ale na szczęście okazuje się, że rower nie leży obok mnie a ja nóg na niego nie zarzucam.Cisza. Podsypianie czas zacząć.

"Skaczcie!! Skaczcie!! Skaczcie i strzelajcie".Skaczę i ja. Tylko nie strzelam. Na Boga Ojca co to jest. "Skaczemy, strzelamy, uciekamy" prawię krzyczę mu do ucha. Widzę jak się rozluźnia. Mamroni pod nosem, odwraca by przytulić poślada do poślada i już. Cisza. Jest pięknie. W końcu. Zasypiam i ja.

Noc bywa ciemna, ciekawa i całkiem stresująca. Dziś nie piję przed snem;)

4 komentarze:

  1. o patrz jaki temat... akurat sniłaś mi się tej nocy... ale nie na rowerze bynajmniej... w supermarkecie biegałaś... razem biegałyśmy i przed czymś uciekalysmy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Az strach sie ba cprzed czym moglysmy uciekac:p
      moze przed wybielaczem;)?

      Usuń
    2. Uciekałyście bo wcześniej było skakanie i strzelanie.
      Uśmiałam się :D

      Usuń
    3. Uciekalysmy pewnie przed skakniem i strzelaniem bo zapytali Nas co Panienki tu chca:p

      Usuń