Jak smakuje gencjana?

Upał taki, że mózg się lasuje od samego myślenia o nim a o odczuwaniu już nie wspomnę. No ale mi oprócz tego, że mózg się lasuje na języku pojawiła się jakaś krosta, która...
a) boli
b) przez nią seplenię
c) jedzenie wydłuża mi się co najmniej o 20 minut na produkcie (chociaż może to i dobrze, bo ponoć zdrowo jest jak jeden kęs się gryzie 50 razy)

Więc ponieważ boli to strasznie postanowiłam użyć....gencjany!

Niesiona nadzieją na jej cudowne działanie, w szczególności na polu wysuszania wszelakich krust wzięła i sobie pomalowałam jęzorka a właściwie tylko krostę przebrzydłą. I taki oto mamy efekt.


.
Widzicie tą fioletowa plamę? Widzicie? Skoncentrujcie wzrok tylko na plamie, bo ja nie za bardzo wyglądam do oglądania;) Leżę już w łóżku w nomen omen fioletowej piżamie i myślę sobie jak smakuje gencjana, bo ja za żadne skarby żadnego smaku nie czuję. Nic. Po prostu nic a nic. A czy gencjana smakuje? Jeśli tak to jak? Bo poza tym, że susząc ją (ciekawe swoją drogą suszyć gencjanę na mokrym wiecznie języku) ślinię się jak buldog nie zanotowałam żadnych doznań, które pozwoliłyby mi na taką minę...


I teraz będą Wam się śniły koszmary ze mną w roli głównej:)

A ja dalej nie wiem jak smakuje gencjana. Liczę na jej cudowną moc i powrót języka do stanu użyteczności, bo to seplenienie trochę męczy a ból trochę boli;) Ale patrząc na siebie tak tragiczną na tym drugim zdjęciu stwierdzam, że trzeba wrócić do stanu kiedy wyglądało się tak...


;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz