Depozyt

Raz na jakiś czas Matka ma ochotę oddać coś do depozytu. Nawet nie coś a perełki takie. Perełki prawdziwe. Są trzy ale piękne i takie...wyraźne, aż żal tyłek ściska kiedy Matka myśli sobie, że to już czas....że teraz już do depozytu je wrzuci. Za tym rogiem, za tą chwilą. Jednak kiedy dzień depozytu przychodzi Matka uśmiecha się od ucha do ucha i szczęśliwa jest, że te trzy dziadowe perełki pójdą w chusteczkę (Matka stara się nie używać słów wulgarnych, żeby Małżona na odwyku wspierać;)).

No to teraz trzy perełki:
- cycki nabrzmiałe, ciężkie, wielkie i przerażające. W warunkach totalnej ciemności pokojowej służyć mogą za stracha na wróbla;). Zdecydowanie w depozycie miałyby mniej stresowo, wygodniej i na pewno mniej ciasno.

-brzuch kobylasty, nabierający wody w usta. A właściwie czerwonego wina. Ciągnie w dół jak ta lala, także spokojnie może być balastem co by nie powiedzieć kulą u nogi. Lubi się wtedy rozlać a już najchętniej nie zmieścić w spodniach, spódnicy czy sukience. Najlepszą jego zabawą w okresie nabierania jest robienie rajstop w balona. Zrzuca je z siebie rolując jak naleśniki.

- międzynoże, które nawet po tych parunastu latach eksploatacji wszelakiej w formie jest i się trzyma. Jednak cieknie cholerne. Raz na miesiąc uszczelkę trzeba wymienić, bo jak nie to kaplica. Cieknie i cieknie i cieknie i już.

I tak oto Matka chciałaby oddać do depozytu perełki. Raz na 5 dni w 30-sto dniowym okresie rozliczeniowym. Czy tak wiele od życia Matka wymaga? W porównaniu z tym co okres rozliczeniowy wymaga od niej chyba depozyt jest najlepszym kompromisem.

2 komentarze: