25 sierpnia 2013

Jak zadbać o matkę

Mała ostatnio znów jest bardzo, bardzo mamowa.
Nie ma mowy o ruszeniu się na krok bez niej. Nie ma mowy o wyjściu bez niej do toalety (szit, sama dosięga już do klamki i sobie otwiera, a jak jesteśmy same nie ma mowy o zamykaniu się). Nie ma mowy o byciu bez mamy. Po prostu nie.



Tak więc czas urlopowy (który brutalnie zakończy się jutro, oj zaboli, oj zaboli...) w wymiarze tygodni trzech spędzamy w pozycji misia koali. Ja próbuje coś zrobić a ona się do mnie przykleja. Obcałowujemy się do granic możliwości. Pełna symbioza. Jesteśmy sklejone i nikt Nas odkleić nie może.

Kiedy mamuśka odważyła się wystawić nos poza dom, umówić się z koleżanką i jeszcze śmiała zostawić Małą z Małżem, był armagedon. Krzyk, płacz i żądanie mamusi. Nie za chwilę, nie za momencik, tylko już, teraz, natychmiast. A kiedy już śmiałam pojawić się w domu, Mała we śnie usiadła i z pretensją w głosie zapytała: "Gdzie byłaś? wróciłaś już?" Pełna inwigilacja.

No a wczoraj...wczoraj było upominanie się o usypianie...takie symbiotyczne...takie pandziane...

Ja: Kochanie, gdzie masz kucyki?
Mała: W łóżku.
Ja: Będą z Tobą spać?
Mała: Tak. Pośpij i Ty ze mną.
Ja: Kotku ja się do łóżeczka nie zmieszczę.
Mała: No to, no to...położysz się na podłodze i pójdziesz spać!

Teraz matka przynajmniej wie, gdzie jej miejsce. I nie ma wymówki, że boli...że nie ma miejsca. Podłoga jest duża. Zmieszczę się. A jak kręgosłup wyprostuję. No i się człowiek zahartuje jak mu konkretnie przeciągiem po plecach poleci. Bajka. Wrócę jutro do pracy prosta jak struna, cudownie ozdrowiała ido tego zahartowana na dłuuuugie lata. Jednak Mała myśli o dobru własnej rodzicielki.