Moja naiwność sięga granic. Naprawdę. Mając trzyletnie dziecko jeszcze się nie nauczyłam, że nigdy ale to nigdy przenigdy nie wychodzi tak jak by się chciało. Mogę sobie to moje "a ja chcę" wsadzić w buta, a nawet w oba buty. W sumie chociaż na zimę w pięty mi będzie ciepło.
Myślałam, że chociaż raz...jeden jedyny...tak na początek jesieni będę mogła się wychorować. No chociaż odrobinę poleżeć. Nie chcę dużo, ze dwie godziny wystarczą. Prawda, że nie mam wygórowanych wymagań? Ale niestety, Mała ma inne plany. Nie muszę wspominać, że of kors jej plany są ważniejsze.
Matka włączy bajkę, co by Mała pooglądała. Myślę sobie "O chwila ciszy będzie. Może nawet zaszaleję, postawię wszystko va banque i się zdrzemnę. W końcu trzy minuty to więcej niż nic.". I co? Guzik z pętelką! "Mamo, mamo, pooglądaj ze mną", "Mamo, mamo pomalujmy oglądając".
Bierzemy się za malowanie. Mam plan: pomaluję z nią trochę dla niepoznaki a jak się już rozkręci to zostawię ją w tym błogim malowaniu. Nawet nie zauważy żeby coś się tam działo, że mnie nie ma. Plan jest. Trzeba realizacji. Biorę więc pędzel czy kredkę uśmiechając się sama do siebie. Maluję z rozmachem już widząc jak pokładam się na chwile mała. Kiedy już gotowa do startu jestem słyszę "No co Ty. Gdzie idzies? Pats jak maluje, telaz!". No i tyle z tego było.
W akcie desperacji rozpuszczam włosy swoje, a właściwie cienizny zwane włosami bo do włosów im daleko. Myślę sobie, że się pobawi. Będzie fajnie a ja przy tym czesaniu kimnę. Choć minutę jak już trzy to za dużo. Włosy rozwalone, Mała w gumki i spinki uzbrojona. Z szatańskim uśmiechem patrzy na mnie i mówi "Ha, jestem dentystką i ucese Ci włosy". No i bierze włosy do ręki. Cud, że jeszcze mi ich trochę zostało. Jak Mała nie pociągnie, jak nie wyrwie. "Ała, ja Ci tak nie robię" krzyczę do niej. "Oj lobis, lobis" mówi Mała z szatańskim uśmiechem. Mści się za coś co nigdy miejsca nie miało.
Jakoś ja pacyfikuję. Sprowadzam do poziomu kołdry. Nakrywam. Ona się chwile rzuca jak ryba na wędce po czym stwierdza, że może jednak coś w tym jest. Przeciera oczy. Ziewa. Mości się, mości aż znajduje miejsce swoje. Ja już z uśmiechem na ustach zamykam oczy. "Nareszcie" myślę sobie. Kiedy Nasz mózgi i ciała rozpoczynają wędrówkę w strony relaksacji pełnej i odpoczynku....."tiririririririririririri" rozlega się głośny dźwięk domofonu. "Dzień dobry, listonosz". O żesz Ty w mordę jesiotra. I tyle z tego było.
Moja naiwność jednak jeszcze żyje. Czuje ją. A i na emeryturę się nie wybiera. Jutro spróbuje znowu. A nóż, a może. Tylko muszę znaleźć jakąś przynętę. Zajmującą. Ktoś, coś? Jakieś pomysły? Bo moja naiwność jest talk absorbująca ostatnie dni, że trzeźwe i kreatywne myślenie nie w tym domku ;)
Moja naiwność
Etykiety:
be mother,
Być mamą,
codzienność,
domowe porady,
Mała mówi,
matka polka i sen,
rozmowy (nie) kontrolowane
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a może przyjęcie pizamowe :) zdróweczka!
OdpowiedzUsuńjest to jakieś wyjście ;)
Usuńpewnie będziemy musiały gościć barbie ;)
Udusić listonosza ! ;)
OdpowiedzUsuńoooooo, o tym nie pomyślałam ;)
UsuńZdrówka zyczę, ja w chwilach niemocy rozkłada kredki na stoliku kacpra, przysuwa go do mojego łózka i tak na leząco sie z nim bawie, a jak juz nie patrzy to wtedy kimam, żeby nie musiała wychodzic, ani sie ruszać. Wtedy takie zabawianie na chwile ma sens, bo tak to dziecko szybko sie spostrzegnie ze chcesz je nabic w butelke:-p
OdpowiedzUsuńszkoda, że te butelki takie małe;p
Usuńjak by były większe to można by było spokojnie nabić;)
Haha, trzeba napisać zażalenie do producentów:-p
Usuńo, zdecydowanie!
Usuńw końcu to miało Nam ułatwiać życie a nie je utrudniać;)
Zorganizuj konkurs na to, kto dłużej będzie spał :P
OdpowiedzUsuńale nagroda musiałaby być super atrakcyjna;p
UsuńSkąd ja o znam...:/
OdpowiedzUsuńnie jestem sama...lalala ;)
Usuńod razu mi lepiej, że naiwna to nie tylko ja;)