Szybki przepis na dwudniowy obiad

Mój związek z kuchnią można określić jako burzliwy. Raz ja ją, raz ona mnie. Daleko mi do Nigeli i innych tych takich. Choć bardzo chcę być Masterszefem jestem tylko pomocnikiem i na zmywaku też sobie nieźle radzę. Od wielkiego dzwonu dzieję się magia i wtedy spod mych ręców wychodzą cuda o smaku ambrozji.



Często wyobraźnia mnie ponosi i różne cuda niewidy tu i tam wtedy się dzieją. W związku z tym w tym roku przy opłatku życzyć będę sobie w duchu, żeby kuchnia mnie jednak polubiła, żeby się do mnie przekonała tak bardzo jak ja do niej się przekonałam jak tylko zaczęłam być babą z chłopem u boku.

Zazwyczaj gotowanie obecne jest w moim rozpisie dnia każdego. Bo Małż głodny z pracy wraca, bo Mała chce zjeść bliżej nieokreślone coś. No zawsze coś się dzieje. Także nie ma, że boli do garów trzeba ruszać. Jedna w związku z faktem, że nie należymy do szczupaczków raczej pieczemy tudzież gotujemy i dusimy a ze smażeniną się nie kumplujemy za dużo. Podstępna z niej gadzina.

Ale wczoraj odkryłam przepis na pyszne danie, którego porcja spokojnie starcz na dwa dni. Akurat to co ja zdziałałam było w wersji piersiowo-kurczakowej.

To co potrzebne do tego dania to folia do pieczenia, kurczak, przyprawy według smakowych kubków, fantazja i piekarnik.

Kroimy pierś na dwie części, dokładnie myjemy, przyprawiamy do smaku (ja czosnek mogę do oporu, Mała zioła a Małż przyprawę grilową). Każdy przyprawiony kawałek zawijamy w folie i na grila do piekarnika wstawiamy. Pieczemy około 30 minut w temperaturze takiej jaka Nam sie tam wyobrazi.

Kiedy się skończy piec pozostawiamy jeszcze chwilę zanim wyjmiemy. I....tu klucz tego wszystkiego. Najważniejsza czynność, bez której nie uda się danie.....ZAPOMINAMY!

O upieczonym mięsie w piekarniku przypominamy sobie dnia następnego. W moim przypadku to dziś koło godziny 15. Jak sobie o nim przypomnimy to dodatki dorabiamy i zjadamy.Oczywiście uprzednio odgrzewając;)

I kto tu jest masterszefem? Hę, no kto;)?

8 komentarzy: