Jak
to jest z matką pracującą?
Ano
zwyczajnie. Nic nadzwyczajnego w tym nie ma. Wstaję rano razem z całą ekipą.
Przygotowuje śniadanie w między czasie próbując odziać swe kończyny i to co
pomiędzy nimi. Przygotowuje ubranie dla najmłodszego członka naszego rodu,
pytając co chce na śniadanie i prasując koszuleczki. Wiem, że kiedy padnie
„kanapeczkę, płateczki, sałateczkę” czy inne takie to jestem ocalona, ale kiedy
padnie hasło „jajecznica” to zgubiona będę, że hej.
Czemu
jajecznica to zło? Robienie jajecznicy na parze tak mnie pochłania, że wydaje
im się iż jestem w pełnym rynsztunku i w pełnej gotowości do wyjścia. Później
wychodzę, wsiadam do samochodu i okazuje się, że…mam haloween na żywo, bo
makijaż został w domu gdzieś w łazience. Dobrze, że mam w torebce jeden tusz,
bo nie chce mi się go wyjmować i zawsze przekładam go z torby w torbę. Zawsze
wtedy łapię go w samochodzie w pośpiechu, przeglądam się w lusterku wstecznym i
z rozdziawioną gębą maluje co mogę. Oczywiście znam na tyle drogę do pracy, że
wybieram na malowanie odcinki korkowe lub o względnie niewielkim natężeniu
dziur. Polewkę więc mają kierowcy dookoła widząc babę, co się maluje przeglądając
we wstecznym lusterku, siedzi na tylnej kanapie i robi przy tym rybie dzióbki.
No
ale wracając do matki pracującej. Kiedy już z domu wyjdziemy i do pracy
dotrzemy we względnym porządku zaczyna się dzień zawodowy. To napisać, tamto
napisać, tu zadzwonić, tamto sprawdzić. Taki zwykły dzień ale zazwyczaj pełen
pośpiechu, pracy ale przeplatany szybkimi rozmowami w drodze po korytarzu z
miejsca A do miejsca B.
Patrząc
na dni łączenia pracy i domu nie widzę nic nadzwyczajnego poza dbaniem o nasza
rodzinę. I raz jeden, jedyny przyszło mi do głowy zapytać Małą, jak to
postrzega. No raz jeden, naprawdę.
Ja:
Niuniu a co mama robi?
Mała:
Spsąta, gotuje zupki, cąłuje mnie i psytula, bawi się i cyta. I ćwicy.
Ja:
No dobrze a poza domem?
Mała:
Placuje.
Ja:
A co robi?
Mała:
Placuje tam (była to droga do pracy, niedaleko byliśmy, więc Mała wskazała
palcem miejsce docelowe)
Ja:
A co mama tam robi?
Mała:
Pise splawozdania.
Ja:
I tylko tyle.
Mała:
Nie. Lata ze splawozdaniami ale głównie to siedzi u koleżanek biurów i z nimi
gada.
A
nie mówiłam, że bycie matką pracującą to nic nadzwyczajnego. W końcu nic się
nie robi poza siedzeniem u biurów.
Grunt
to roztaczać wokół siebie odpowiednią aurę;)



Ja, matka pracujaca, mam bardzo podobnie. Rozpisywałam sie o tym niedawno (zapraszam). I pozdrawiam, oczywista ;)
OdpowiedzUsuńno to chyba trzeba pędzić i przeczytać:)
OdpowiedzUsuńi również pozdrawiam:D
tylko linka, linka do bloga poproszę:) bo szukam jak szalona i nie mogę znaleźć:(
OdpowiedzUsuńTo ja się już boję pytać mojej ;) Ado porannych skleroz dopiszę notoryczne zapominanie obrączki i pierścionka zaręczynowego, tudzież telefonu. Za każde dostaję burę od tatuśka ;)
OdpowiedzUsuńja tez wiele zostawiam bo naprawde tempo jest szybkie;p
OdpowiedzUsuńja dzis jeszcze cos usłyszałam...bedzie o tym post:p