Każdy wie, że w okresie
jesienno-zimowym ciepłe posiłki to podstawa. Rozgrzewają nas od środka i
sprawiają, że staje się jakoś tak przyjemniej. Od razu lepiej, cieplej i w
ogóle. Ja lubię bardzo.
W pracy więc zawsze co
najmniej jeden posiłek (z trzech przysługujących na te 8 godzin ;)) jest
ciepły. Albo jest to zupa, albo rybka z dodatkami, albo warzywka. Wszystko
zależy od tego ile czasu i ile fantazji w dniu poprzednim miałam. Tudzież ile miałam
chęci. No tak, to przeważający argument w tym kontekście;)
Taki obiadek zrobiony,
zapakowany w pudełeczko trzeba do mikrofali wrzucić i odgrzać (wiem, wiem nie
jest to najlepsza alternatywa ale dobrze, że i taką się i nie trzeba jechać
dnie całe na kanapkach). Naciska się guziczek i czeka, czeka i czeka aż ciepło
przejdzie przez ściany opakowania i podgrzeje potrawę. Najlepiej mieć wtedy
koleżankę do pogadania. Ja zawsze się z Kazikiem grzeje;)
I tak oto najpierw podgrzewa
się Kazik później ja. No i stoję naciskam guziczek i grzeję. Nawet nie patrzę
na kuchenkę, bo wiem że cztery przyciski oznaczają 2 minuty grzania. No i stoję
i gadamy „Acha, uchu, ychy” i tak dalej i tak dalej. I nagle ja odwracam się w
stronę kuchni i wybucham śmiechem przeogromnym. Takim, że ledwo na nogach się
trzymam.
Kazik: Co się stało? Co się stało?
Ja: Kazik spójrz na
kuchenkę.
Kazik: Ale co?
Ja: Nastawiłam sobie grzanie
na 92 minuty i 57 sekund.
Kazik najpierw konsternacja
a później mega śmiech.
Grunt to ciepła strawa i
dobrze podgrzana atmosfera;)
To byście sobie pogadały, a jak by się gancgielatnie podgrzało. Uch!
OdpowiedzUsuńPodgrzaloby sie, jak ta Lala:p
OdpowiedzUsuń