Jaki stosunek macie do swoich włosów?
Dziwi was zapewne to
pytanie, bo jest ni z gruchy ni z pietruchy, ale jakże ważnym stało się
przyczynkiem do dyskusji intelektualnej. Do rozważań egzystencjalnych i
rozważań o kanonach piękna.
Ja generalnie do swoich
włosów stosunek mam nijaki. Jasne, że chciałabym żeby fajnie wyglądały i się
prezentowały ale niestety moje są złośliwe i żadne układanie im nie pomaga.
Zawsze są jak siano po skoszeniu. Schną po swojemu i już zostają w tych
dziwnych pozycjach.
Jeśli o kolor chodzi to tutaj pełen spontan. Nie boję się
farbowania i wielokolorowa w życiu byłam. Od czerni do blondu z zaliczeniem
etapu czerwieni. Takie lekkie szaleństwa. Decyzję o zmianie koloru i fryzurze
zawsze podejmuje spontanicznie. Bez planowania. Taki wiatr i wicher w jednym.
Ostatnio jednak dzięki metamorfozie fryzury koleżanki M, Kazik zaczął mnie
namawiać na obcięcie.
Kazik: No Karol obetnij.
Ja: Zobaczymy. Na razie
chyba chce pofarbować.
Kazik: Nie farbuj, nie niszcz,
tylko obetnij.
Ja: Zobaczymy Kaziu.
Kazio: Ale nie farbuj, bo
będą brzydkie.
Ja: Kaziu to tylko włosy.
Kaziu: Nie to Twoja
wizytówka. Najpierw są włosy a później cała reszta.
Ja: Nie Kaziu, u mnie
najpierw są cycki a później cała reszta.
Kaziu po chwili
zastanowienia: Hmmm, no tak, jak są cycki to rzeczywiście.
Także moi drodzy co jest
najpierw włosy czy cycki;)?