Czasem
kiedy przychodzą ciężkie dni, dni stresujące proszą Małą o kciuki. Tak dla
pewności, tak dla spokoju i tak dla cudownego uczucia, że największe i najcudowniejsze
dzieło mojego życia mnie wspiera. Od razu wtedy lepiej się czuje. Pewniej. A i
po niej widzę, że jest naprawdę bardzo szczęśliwa, że mamie może pomóc.
Tak
też było i ostatnio. Poprosiłam ją o kciuki, bo wiedziałam że te małe kciuki
znaczą dla mnie więcej niż najwięcej. Było ciężko ale kciuki, odrobina luzu i
chwila pewności siebie zadziałały. W końcu dobry koktajl nie jest zły. Mała
jednak bardzo chciała wiedzieć, czy mamie pomogła w stresach okrutnych i
dopytywała się bardzo, bardzo.
Mała:
Mamo wies, tsymałam za Ciebie kciuki.
Ja:
Tak?
Mała
dumnie: Tak, tak jak obiecałam.
Ja:
To bardzo się cieszę i Twoje kciuki bardzo mi pomogły. Naprawdę bardzo. I dzięki
Tobie mamusi świetnie poszło.
Mała:
Supel. Ciesę się, ze pomogły. Tsymałam baldzo mocno je wszystkie.
Ja:
Jak to wszystkie?
Mała:
No jak to, jak to? Tsymałam wszystkie pięć!
No,
to wszystko jasne. Już wiem skąd ta pewność siebie, luz i odrobina Powera w
pewnym momencie. Sukces murowany kiedy pięć małych kciuków trzyma się za Twoje
szczęście :)
Ok. Próbuję sobie to zwizualizować ;).Choć ja ostatnio usłyszałam od mojej, że ma, uwaga: cztery nosy. Za cholerę nie mogłam znaleźć brakujących trzech ;)
OdpowiedzUsuńhmmm....może za uchem się schowały;)
OdpowiedzUsuńale ciekawe, nie powiem, ciekawe:)
Wiadomo - 5 kciuków i sukces murowany :). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń5 kciuków to nie jeden, większa moc;)
OdpowiedzUsuń