Wczoraj
był dzień odwiedzin. Rodzinnych odwiedzin, więc obie z Małą postanowiłyśmy
pójść w klasyczną, sukienkową czerń. Ja w czerń sprzed ciąży, ona w czerń z
koronką. Obie eleganckie z włosem uczesanym i szerokim uśmiechem. Ona w białych
rajstopkach, jak w czarnych nieco większych. Podejrzewam, że ona by w tych
czarnych się utopiła a ja te białe może bym do kostki naciągnęła. Taka uroda.
Matka i córka przy jednym stały lustrze.
Matka
przygląda się sobie i ocenia długość sukienki. Nie lubię zbyt krótkich, bo
swobodnie człowiek nie usiądzie, bo tu czy tu się podwija, bo tyłek można łatwo
wtedy ze smyczy spuścić i ujrzy światło dzienne. Jakoś mnie to nie rajcuje.
Pomijam fakt słych słoniowych ud, bo to tylko szalę przeważa. Stoję więc i
patrzę i oceniam. A Mała stoi koło mnie.
Mała:
Mamo, obie mamy sukienki.
Ja:
Yhym.
Mała:
Mamo, obie wyglądamy ładnie.
Ja:
Yhym.
Mała:
Mamo, obie wyglądamy elegancko.
Ja:
Tak jest.
Mała
odwracając się do mnie plecami: Mamo ale spójrz proszę na mnie. Czy moja
sukienka odpowiednio podkreśla mi pupę?
o.O
Ja
chyba zwariowałam. Nie wiedziałam, czy to matriks jakiś, czy coś. Moje
czteroletnie dziecko martwi się o odpowiednie podkreślenie pupy. Ludzie, świat
oszalał!
Od
wczoraj ban na sukienki! Ban totalny! Chociaż nie wiem, czy jednak na spodnie nie
powinien być większy ban. Jak myślicie?