Jest późne popołudnie. Chyba późno jesienne albo wczesno zimowe. Ludzie suną
przed siebie po ulicach. Każdy ma jakiś cel i dokądś zmierza. I ja. Czarne
kozaczki do kolan ze srebrną, delikatną sprzączką. Czarne rajstopki i czarna
sukienka. Wyglądam zgrabnie, aż do granic możliwości. Idę po nierównym chodniku,
przemierzam tunel. Staje przed blokiem, do którego się udaje. Z lekkim
zawahaniem wchodzę do środka.
W przedpokoju zdejmuje kurtkę. Buty. Wchodzę do
dużego pokoju, w którym na środku stoi zastawiony stół. Tak zaczyna się moja
kolacja. Zasiadam i zaczynam jeść. Słyszę glosy ale nie chce patrzeć na ludzi,
wiec spuszczam wzrok. Na wszelkie pytania odpowiadam kiwnięciem głowy. W ciszy.
Czuje jak w środku wzbiera we mnie ogromny strach. Na szczęście nie jest on paraliżujący. Zbieram się w sobie.
Słowa "On Cie naprawdę kocha" są motorem do
działania. Niewiele myśląc wstaje od stołu. W biegu łapię buty, płaszcz i
wybiegam nie zawracając sobie głowy zamykaniem drzwi. Słyszę tylko "Co robisz.
Czemu go tak krzywdzisz?". Gdzieś po drodze zakładam buty i płaszcz. Wybiegam z
klatki.
Biegnę przed siebie ile sil w nogach. Nie oglądam się. Czuje, że za
chwilę on pobiegnie za mną.
Dobiegam na przystanek tramwajowy. Wbiegam do
tramwaju nr 9. Choć ścisk niesamowity czuje odrobinę ulgi, że teraz jeszcze
szybciej będę się przemieszczać. Radość niestety nie trwa długo. Tramwaj
wjeżdżając na wiadukt zaczyna się kołysać. Coraz bardziej i bardziej. Serce
zamiera mi w piersi. Boję się teraz bardzo, bo wiem że to on.
Wyglądam przez
okno. Tak, to on. Buja tramwajem w lewo i w prawo. Coraz mocniej i szybciej, aż
w końcu tramwaj wykoleja się. Na szczęście nikomu nie dzieje się krzywda, poza ogólną paniką i tysiącem krzyków przerażenia. Gdzieś w oddali słychać płacz dzieci i kojący szept ich mam "Cichutko, spokojnie. Mama jest przy Tobie. Wiem, że się boisz ale jestem przy Tobie".
Udaje mi się wydostać z tramwaju i twarzą w twarz staję z nim.
Patrzy na mnie i krzyczy,
niemiłosiernie krzyczy "Czemu mnie nie kochasz??". Ten krzyk jest okropny, rozdzierający. Wwierca się w moją głowę, dociera do serca. Nie chcę tego słuchać.
Mam ochotę mu powiedzieć, żeby
na siebie spojrzał. Że się go boje. Że nie chcę żeby za mną chodził. Że
potrzebuje człowieka nie bestii. I słyszę swoje ciche i blade "Zostaw mnie w
spokoju". Słyszę je ja ale nie on.
Wyciąga po mnie swoja wielką łapę. Łapie mnie
w pól i unosi. I biegnę razem z nim. Choć nie chcę. I słyszę jego krzyk, krzyk tryumfu "Jesteś
przeznaczona king kongowi. Jesteś moja".
Na szczęście dzwoni budzik.
Sprawdzam męża i nie stwierdzam owłosienia nadmiernego. Nie rozrósł się. Nie
stał się king kongiem. Oddycham z ulgą.
Czy tylko ja mam takie powalone
sny?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz