Matki są z Marsa, a dzieci z Wenus!

Godzina 6 rano. Dzień chorobowy dziecka. I stupot małych stóp okraszony krzykiem
'Mamo, maaaaaamo, maaaammmooooo!!!" I skok na "deskę" wprost na matkę. Ta otwiera oko jedno i kontroluje sytuację. Dziecku nic nie jest, więc z nadstawionym słuchem chce zamknąć oko otwarte, żeby dać mu odpocząć. Niestety plany matki rozjeżdżają się planami dziecka. I uświadamiam sobie, że matki są z wenus a dzieci z marsa!

Ja o 6 rano.
Mam wolne chorobowe i owszem. Chciałabym choć móc pospać do 7. Choć tyle. Nie mam wygórowanych wymagań. Chcę tylko jednej godziny ekstra. Leżę więc a głowa puchnie mi coraz bardziej, Od szczebiotu, choć szczebiotem trudno to nazwać. Jestem zmuszona o tym co w ciągu dnia. Śniadanie, sprzątanie, zabawa. Dociera to do mnie powoli, w pozycji horyzontalnej. O zamknięciu oczu nie ma już mowy. Dżizas!

Ona 6 rano
Przekręca się z boku na bok. Myśli już o tych pisankach, które będziemy robić za kilka godzin. Rusza nogą i ręką, a nawet obiema dbając o formę. Zadaje mi setki pytań, które w mojej głowie brzmią jak miliony. Przynosi piłkę i rzuca ją przed siebie. Udaje masterszefa i podaje sushi z burgerem. Za chwilę słucha ekstra muzy albo udaje, że jest mną i dzwoni do mojej szefowej powiedzieć jej, że muszę zostać w domu z chorym dzieckiem. Chce już sprzątać oglądać bajki, bawić się, robić obiad i pisanki, słucha Dziubdziuba i mi daje posłuchać. Robi wszystko na raz. Wszystko.

A ja patrzę na zegarek. Jest 6:35....Mars budzi się do życia, podczas gdy Wenus chyba nigdy się nie kładzie!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz