Mama wcina sobie pizze. Mrożonkę, a co. Czasem nie chce być idealna (chociaż i tak nie jestem) i wcale nie zawsze mam ochotę stać przy garach. Dziś mnie zasypało śniegiem ale nie tak do końca, bo Małżon i Mała zjedli pieczone udka z kuciaka. No ja na udka ochoty wybitnie nie miałam, więc się mrożoną napchałam.
No i siedzę z mrożoną już odmrożoną na kolanach. Ugryzioną ledwo co. Ale kawałek spadł mi na jasny dywan. O święty Barnabo, przecież plama by była po wsze czasy. No to niewiele myśląc wzięłam się ja i nachyliłam. Nachyliłam tak, że całą swoją pierś w wersji prawej odzianą w zielony tiszyrt położyłam na owej odmrożonej mrożonce. Troszku się poparzyłam i nieopatrznie przy tym buzię otworzyłam a Mała to bardzo szybko podchwyciła....
Ja patrząc na to wielkie plamsko, które powstało przy zetknięciu prawego cyca i odmrożonej mrożonki: Ale się usrałam
Na to Mała pełna zdziwienia i autentycznie przyjęta: W galoty??
Hmmm...chyba muszę się w język ugryźć albo inaczej myśli formułować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No i teraz ja siknęłam. Śmiechem :D
OdpowiedzUsuńnietrzymanie moczu powiadasz;p
Usuńa ja nie trzymanie sliny haha
OdpowiedzUsuńo to ciekawe:) a jak to sie objawia;)?
UsuńAle sie usmiałam. Najważniejsze, zeby być sobą.. Jak dla mnie nie musisz się gryść w język.......Szkoda języka i boli ;)
OdpowiedzUsuńa jezyk mozna przegryzc;p?
UsuńAhahaha padłam ze śmiechu!
OdpowiedzUsuń;)
Usuńmoje dziecie ma pomysly;p