Baby i chłopy to dwie skrajnie różne konstrukcje. Pozornie coś podobnego między Nami widać, ale żeby tak nie pozornie to chyba nie. Przynajmniej w wydaniu moim i Małża.
Ja: Chciałabym podjechać kupić buty na wesele.
Małż: A nie masz? A ślubne?
Ja: Na głowę upadłeś. Nie założę ślubnych butów. Nie i już.
Małż: Ale czemu?
Ja: Nie założę białych butów. Chce jechać po nowe i zastanawiam się czy nie kupić tej tiulowej spódnicy.
Małż: Której.
Ja: Tej czarno-pomarańczowej.
Małż: Mów mi jeszcze. Ja rozpoznaje kolory: zjebisty, fajny i wujowy.To tak, jak bym Ci powiedział, że chętnie bym wziął ten silnik V8 z Ferrari i przełożył go do siebie.
Ja: V8 to 8 zaworowy...
Małż: Nie. Jest V8 i 8V.
Ja: Aha. Zapewne to mocny silnik. Konkretny. I zapewne szybko rozpędza się do setki, dwusetki czy tysiąc setki. Ja, w przeciwieństwie do Ciebie, jestem coś w stanie o tym silniku powiedzieć. A Ty o tiulu?
Małż: To materiał.
No nie ważne, że co to za silnik się nie dowiedziałam ale się przynajmniej starałam. Za to Małż....no jak wiadomo. Jednak namówić się dał i pojechaliśmy po te buty.
Mierzę, mierzę pokazać mu chce. Jedne z palcem odkrytym, drugie jak księżyc...w pełni;). Pokazuje, prezentuje. Słyszę "Bierz jakie chcesz". Biorę więc te z odkrytym palcem, bo myślę sobie że zimno nie powinno być 17 sierpnia. Płacę. Z wielkim uśmiechem zmierzam do Małża.
Małż: Które kupiłaś?
Ja: Te bez palca.
Małż: I pójdziesz w nich niezależnie od pogody?
Ja: Tak.
Małż: Ja myślę, żebyś mi później nie narzekała.
Nie ma to jak wsparcie i pomoc. Naprawdę. Pech jednak chciał, że później trafiliśmy do sklepu z bielizną. Potrzebowałam biustonosz, bo nie ma co się oszukiwać ale biustonosze się zużywają ;). Miałam w planach biel lub krem. Niestety zanim one wpadły mi w grabki, wpadł mi lawendowo-miętowy biustonosz. Moja kolorystyka. Mój krój. Mój design ;). Pytam uprzejmie Małżona, czy na mnie spojrzy, a w odpowiedzi słyszę, że nie bo musi się zająć Małą. Ok myślę. Poszłam, przymierzyłam, pogadałam ze sprzedawczynią. Lawenda bezapelacyjnie wygrała. Dojeżdżamy do domu.
Ja: Nie chcesz zobaczyć biustonosza?
Małż: Nie. To Tobie ma być wygodnie.
Ja: Aha ok.
Małż: Znając Ciebie wzięłaś zielony (muszę go w kolorach wyedukować).
Ja: Nom.
Małż: Oszalałaś? Miałaś kupić klasyczny biały przecież, który będzie pasować do wszystkiego. A Ty zielone kupujesz i za chwilę powiesz, że nie masz.
A chciałam żeby pomógł. Chciałam.
Scenka rodzajowa ostatnia. Mamuśka kupuje kanapeczkę. Wybiera dodatki, sos. Przed sosem pytam się uprzejmie, czy Małż będzie ze mną jadł. "Nie" słyszę. Biorę więc czosnkowy, który ja kocham on szczerze nie znosi. Zasiadam do jedzenia.
Mała: Mamo Cio jeś? Kamapkę?
Ja: Tak kochanie. Kanapkę.
Małż: No, je kanapkę. Z sosem, którego nie znoszę żebym przypadkiem jej tej kanapki nie ugryzł.
Głęboki wdech i wydech, wdech i wydech.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Skąd ja to znam... Całe życie z wariatami ;)
OdpowiedzUsuńoj tak:)
Usuńno ja uwielbiam tego twoje męża:)) A z zielonym to miał rację:P
OdpowiedzUsuńw sensie,ze kolor czy w sensie, ze nie biel;p?
UsuńI to dowodzi, że nie tylko kobiety mają humory ale tylko nam się je wytyka :)
OdpowiedzUsuńNo wiec od dzis wytykajmy i my:)
UsuńMistrzem w kolorach jest moja Mama. Dla niej ten miętowy na pewno okazałby się jakimś innym odcieniem i wszyscy musielibyśmy tego wysłuchać :))))
OdpowiedzUsuńFajny ten Twój Małż. Taki sam kąśliwy dowcip ma jak mój!
Ehhh... te chłopy :P
No chlopy to takie dziwasy:p
Usuńa o kolorach chetnie bym posluchala:p
Hahaha, to tak jak ja z bluzką. Pytam mojego jak leży, mowi że ok, kupuje w domu mierze i okazuje sie, że lepsza była ta DRUGA. Zero pożytku, no po prostu zero.
OdpowiedzUsuńTudziez pytaja se po jakims czasie skad ma sie takie beznadziejne to czy tamto;p
Usuń