Najlepszy przepis na pieczonego łososia



Diety ciąg dalszy i idziemy pełna parą.
Dziś przepis na pieczonego łososia, zaskakująco prosty i szybki ale jakież cudo z niego powstaje. Łosoś to moja ulubiona rybka i o ile Mała z natury rzeczy ryb nie lubi i nie je a wypluwa o tyle łososia pałaszuje razem z Nami. Wie co dobre dzieciaczyna:)
Żeby przyrządzić najlepszego pieczonego łososia na świecie potrzebujemy dwóch składników. Dwóch ale jakże ważnych i jeden bez drugiego istnieć nie może.
1. Łosoś. Najlepiej w filecie. Wcześniej mi się wydawało,że dzwonki są ok ale odkąd zasmakowałam w filetach to one dla mnie rządzą. Piękny, różowiutki filecik.
2. Małż lub inny ukochany, który ma czasem zacięcie kulinarne.
Żeby potrawa idealna po prostu zostawiamy jednego z drugim w kuchni i dzieje się magia. Nie wiem co i jak. Wiem tylko, że szeleści folia, słychać jak przyprawy opadają na łosonka a później zadowolony łosonek się marynuje i az sapie z zachwytu nad wspaniałości marynaty. Najważniejszym składnikiem marynaty jest oczywiście miłość i serce jakie mój Małż wkłada w nią i w starania aby upiekło się jak najlepsze łososiowe cudo.
Po dziwach z marynata i po odleżeniu swego w piekarniku w końcu łosoś może trafić do mnie. Podany za każdym razem inaczej. Raz z pieczonymi ziemniaczkami (tak tak, czasem kusze się na tą kaloryczną bombę), raz z sałateczką tudzież inna suróweczką a raz po prostu w samotności by nic królowi nie przeszkadzało. I zaczyna się uczta.
W życiu nie jadłam tak dobrego łososia pieczonego jak tego, który wychodzi spod ręki mojego Małża. I już nie mogę się doczekać kiedy dziś wrócę do domu, bo właśnie ta uczta jest dziś na obiad. Kruchy, doprawiony, taki jak lubię. Aż żal czasem mi go jeść, bo wiem że jak zjem skończy się magia smaku. To serce i ta miłość, która jest doprawiony po prostu sprawia, że jest bezkonkurencyjny a cała ta marynata i pieczenie to tylko dodatek;)
A co na deser....? Hmmm...na pewno będzie słodko:)

3 komentarze: