Glut

No i znów...znów jesteśmy w punkcie w którym Mała ciąga nosem i od ciągania kaszle jak szalona. Dwa miesiące względnego spokoju zostało przerwana przez...gluta początkowego maści nijakiej trudzież przezroczystej a teraz maści żółto-zielonej....Tradedżi.

Także postanowiliśmy wczoraj wybrać się w rejony zwane lekarskimi do Pana "dotolka". Co by Nas zbadał i zobaczył czy wszystko jest z Nami w porządku.

Dodam tylko, że ja jestem raczej z tych panikujących kiedy coś się dzieje. Mała nigdy nie ma goraczki więc tak naprawde nigdy nie wiadomo kiedy dzieje się coś poważnego a kiedy tylko tak dla rozrywki. Ten cholerny stan niewiedzy wpływa na mnie furiatycznie i niepewnie. W związku z tym głębszy kaszel doprowadza mnie na skraj rozpaczy wewnętrznej. No i Pan "dotolek" musi  być.

No i poszliśmy wczoraj. Po dwóch miesiącach nie widzenia pan "doktolek" uciesyzł się, że Nas widzi. Mała oczywiście cała w skowronkach bo Pana "Doktolka" bardzo lubi. Tak bardzo, że przynajmniej raz w tygodniu Pyta czy nie pojedziemy go odwiedzić. Tak po prostu "na bilansik";).

No ale wczoraj poszliśmy w innej sprawie. Osłuchana, obejrzana...wyrok "wirusówka bez możliwości zarażania na chwilę obecną". Kiedy Pan "doktolek" wziął się z wypisywanie zaleceń i recepty na Naszą ukochaną Klemastynę (my jako alergia jesteśmy z nią za Pan brat) Mała zaczęła wyjmować chusteczki z opakowania na biurku. Ja mówię do niej "Nie rusz" a Pan "doktolek" "Nie proszę, niech sobie weźmie".

No to Mała wzięła. Wydmuchała. I pokazując chusteczkę Panu "doktolkowi" krzyczała "Mam gjuta. Mam gjuta!!!"

Mamie zrobiło się niezręcznie. Na szczęście Pan "doktolek" się zaczął śmiać. Uffff.

A skoro tak to i ja głośno powiem...Mama i Mała mają GJUTA!!!!


2 komentarze: