Ja z natury rzeczy jestem zmarźlakiem. Często śpię więc w skarpetkach i bluzie nakryta po sam nos kołdrą. Optimum dla mnie to 25 stopni i powyżej. Raz jednak na jakiś czas nalatuje mnie żeby otworzyć okno i wietrzyć. Albo chociaż mikroklimat. Ale nie w dzień ale porą nocną. Najczęściej gorącym latem. Wczoraj jednak chłód poczułam i Małżowi o tym oznajmiłam.
Ja: Bry. Musimy zamknąć okno na noc, bo zimno.
Małż: Nic nie będziemy zamykać. Jest przyjemnie. Jest czym oddychać.
Ja w romantycznym uniesieniu: Powinieneś oddychać mną.
Małż: O nie. Na pewno nie Tobą. Tobą się nie da oddychać.
Ja: No dziękuję Ci bardzo. Myślałam, że się kochamy...że romantyczność.
Małż: No tak ale Ty nie jesteś w stanie gazowym.
Ja zadowolona,. że rozwiązanie znalazłam: Mogę Ci puścić bąka jeśli tak na stanie gazowym Ci zależy.
Małż patrząc na mnie dziwnym wzrokiem: O nie nie. Dziękuję bardzo. To czyste CO2. Bym się udusił.
No. Nie ma to jak Małżeństw rozmowy i romantyczne klimaty.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nowiesz mężą otruć chciałąś:P
OdpowiedzUsuńU nas odwortnie, ja wietrzę on krzyczy, że w domu jak w chłodni:D
ja musze miec zawsze cieplo:)
UsuńHehe , dobre ;D
OdpowiedzUsuń;)
Usuń