To był bardzo intensywny weekend.
Bardzo to nawet za mało powiedziane.
Dwa dni z rzędu dwie imprezy urodzinowe Małej.
Matka pierwszy raz wzięła się za tort. Zakupiłam lukier plastyczny i świeczki. Cel bardzo ambitny: tort w kształcie motyla. Zadanie trudne biorąc pod uwagę, że ja nigdy i nic. Ciasta potrafię. A i owszem. I dobre są. Tak w końcu podbiłam swoją męską część serca...ale lukier plastyczny?
Cóż. Pierwsze podejście już mnie przekonało, że jeśli pomyślę o tym raz jeszcze to każe się w głowę walnąć. Porządnie. Niech mi myśl ta z głowy uleci. Daleko, daleko.
Po pierwsze ja potrzebowałam ton cukru pudru. Do podsypania. Widać nie potrafię zręcznie podsypywać. Widać za trudna dla mnie sztuka. Jak dobrze, że małej nie podsypywałam pupy. Pewnie byłaby w bieli. Albinos nie z wyboru i nie z działania. Albinos z powodu braku umiejętności podsypywawczych matki. Własnej rodzicielki.
Po drugie rwie się to niemiłosiernie. Przykleja się niemiłosiernie mimo tych ton cukru i ja okiełznać nie potrafię. Co nie znaczy, że nie będę się starać.
Suma sumarum, czy jak się to poprawnie ujmuje, zrobiłam go. Zrobiłam motyla. Miał skrzydła. Miał to pomiędzy skrzydłami i nawet miał skrzydlate wzory. Nie miał tylko czółek biedny. No ale cóż. Trochę mu skóra odchodziła od reszty i trochę mu się rwało tu i ówdzie...ale był. Niedoróbka. Taki o...
Na jednym z owych przyjęć była Nasz kochana Mała numer dwa.
Zupełnie inna od naszej Małej. Proste blond włosy, spokój i opanowanie. Zawsze pierwszy ich kontakt to bójka i krzyk. Zawsze. Docierają się.
Jak już się dotrą rozkwita przyjaźń wielka. Niezniszczalna, okraszona buziakami i przytulasami. Dwie przyjaciółki. Najlepsze. Na spacer za rękę idące.
No i wczoraj trzeba było odprowadzić przyjaciółkę. Ruszyliśmy więc w wiadomym celu. Małe za ręce szczepione. Dyskutują żywo....o tak o...
Mała nasza: Jesteśmy psyjaciólkami.
Małą 2: No.
Mała nasza: Najlepsimi.
Mała 2: No. I po co Nam chłopy?
Mała nasza: No, po co?
Feminizm? Bunt? Realizm?
Jak by tego nie nazwać poziom świadomości otaczającego świata trzyletnich dziewczynek wykracza poza granice mózgu dorosłych. Zapewne w tej i wielu innych kwestiach ;)
Przyjaciółki
Etykiety:
Być kobietą,
Być mamą,
imprezowo,
Mała mówi,
Podsłuchane,
rozmowy (nie) kontrolowane,
uwaga
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No i tak sie zaczyna rodzic przyjazn, a potem feminizm:)
OdpowiedzUsuńwww.shemother.blogspot.com
i wszystko się jakoś kręci ;)
UsuńFeminizm gurą. Laski wiedza co dobre:-p
OdpowiedzUsuńwiedzą co najlepsze ;)
UsuńHehe, no bo Mamaroniu po co nam te chłopy, no po co? ;)
OdpowiedzUsuńSolidarność jajników już od małego, tak trzymać! :)
w sumie to nie wiem po co;)
Usuńchyba dla ozdoby ;)
Oj kiedyś zmienią zdanie, a teraz niech im rozkwita ta piękna przyjaźń :).
OdpowiedzUsuńno życie ma to do siebie, że weryfikuje wiele :)
UsuńSuper wpis i zdjęcie
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuńtort jak na pierwszy raz super! a Małe.. Twoja krew ;)
OdpowiedzUsuńon tylko z daleka tak super wygląda;p z bliska widać niedoskonałości...ale raz pierwszy mnie usprawiedliwia;p
Usuńtylko mój perfekcjonizm na tym cierpi;)
chcesz powiedzieć, że jestem anty chłopska;p?
Ah te baby :P
OdpowiedzUsuńjutro tyż będzie o babach, tyż przyjaciółkach, tylko w rozmiarze big ;)
Usuń