Matka i dziecko są nierozerwalnie ze sobą powiązani. Najpierw pępowiną, później karmieniem, przewijaniem, ogarnianiem a później pokazywaniem świata.
Ta zależność od matki wymaga poświęceń wielu co by nie mówić. Na każdym etapie życia dziecięcia zmienia się ich obszar.
Najpierw poświęcamy jędrność swych piersi ku wyższemu dobru zwanemu rozwojowi dziecięcia. Na moje szczęście Mała postanowiła jednak się odessać po 1,5 roku i pozwoliła mym piersiom zachować względną jędrność. Znaczy się do kolan mi nie wiszą a sutami o chodnik nie szoruję. Chwała jej za to. Efekt taki, ze Mała zadowolona, Małż zadowolony i ja zadowolona.
Poświęcamy sen swój na opiekowanie się dziecięciem Naszym w okresie kiedy dziecię tego wymaga. Spokojnie mogłybyśmy pewnie zorganizować zoombie party. Wśród sowich byśmy myślały, że to całkiem normalne. To ciągnie za sobą poświęcenie a właściwie odpuszczenie układania fryzury, makijażu czy całej reszty do momentu w którym zoombie nie zostanie zintegrowane z Naszym ja i nie stanie się częścią Naszej osobowości. Później już jakoś leci i wystarczy jedynie 5 minut snu, żeby być jak młoda bogini;)
Poświęcamy garderobę na ulewanie, zalewanie i wszystkie inne lania i nie lania. Po prostu taka kolej rzeczy dopóki nie nauczymy się, że lepiej poświęcać te bardziej znoszone egzemplarze i te które się nie nadają do wyjścia na zewnątrz.
Poświęcamy mieszkanie udostępniając je małym eksperymentatorom. Ja mam zdecydowanie Picassa i dzięki niemu odkrywam nowe kolorystyczne połączenia. Widzę, że biała ściana jednak pasuje do błękitnej kredy do malowania po tablicy. Granatowy długopis świetnie pasuje do ściany w kolorze kawy z mlekiem a jagodzianka wprost cudownie czuje się w towarzystwie ściany w kolorze burgund. Zdecydowanie muszę przenieść te połączenia kolorystyczne do swojej garderoby.
No ale wczoraj...wczoraj osiągnęłam wyższy poziom wtajemniczenia. Poświęciłam swoją świeżo upraną białą bluzkę żeby zniszczyć wroga, okrutnego krwiopijcę zostawiającego ślady na Małej buźce.
Był już wieczór. Piękna wizja położenia się do łóżka. Umyta ja zmierzam więc. Zmierzam krokiem sprężystym i pewnym, bo odkąd Mała w swoim pokoju urzęduje dojście do łóżka nie zajmuje mi aż tyle czasu co kiedyś. Idę więc. Kładę się. Lampka po stronie Małża się świeci. Pełen relaks. I nagle...
Mój wzrok pada na ścianę. I widzę na niej krwiopijcę z odwłokiem malutkim więc jeszcze się nie zdążył na futrować bandyta jeden. Podchodzę do ściany i patrzę mu w oczy. Chociaż w sumie to nie wiem w co mu patrzyłam, bo nie wiem czy on ma oczy ale widziałam go z góry, no. I to napięcie, które czułam ja wiedziałam że i on czuje w kończynach.
I myślę i główka pracuje. Jak go by tak pacnąć, tak puknąć, tak unicestwić żeby nie narobić kolejnego ambarasu. Los chciał, że akurat pod nim leżała kupka świeżo zebranego prania z suszarki. Tak wiem, wiem nie jestem perfekcyjna. Do ideału mi daleko a nawet jeszcze dalej. No i pewnie to pranie mam już do prania. No może tylko tą dolną warstwę co miała kontakt z podłożem;)
No więc patrze na pranie i widzę. Swoją białą koszulkę i Małżona zielone spodenki. Biel czy zieleń, zieleń czy biel. Myśl kobieto, myśl. Biorę wszystkie za i przeciw pod uwagę, myślę, czacha dymi. Łapie za białą koszulkę i dusze nią drania jak w tych wszystkich filmach o porachunkach mafijnych, co to oni do szpitala przychodzą i poduszka duszą.
Dziad przykleił się do koszulki. I znów myślę nie za długo. Staje po stronie łóżka Małżowej, of kors. Strzepuje zwłoki i kładę się spać zadowolona na maksa.
A czemu tak? Bo za poświęcenie mojej białej koszulki on posprzątał zwłoki, mam nadzieję. Zazwyczaj wychodzi z wanny bardzo mokry. Ociera się do stanu średniego nawilżenia i udaje się do łóżka. Jeśli więc nadepnął zwłoki, przykleiły mu się do stopy, wstał rano, umył się i spuścił je w kanał. I tak oto ja nie musiałam odkurzać czystej podłogi dla jednych zwłok ;)
No co? Każde poświęcenie wymaga kolejnych poświęceń ;)
Wyższym poziom wtajemniczenia
Etykiety:
codzienność,
Grzechy matki,
Małż,
poświęcenia,
śmierć z rąk matki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Poswiecene się w imię dobra to najwaznejsze
OdpowiedzUsuńNie no rozumiem poświęcenie piersi na karmienie czy snu na opiekę, ale że białą bluzkę ot tak na komara zarzucisz... ;) hihi
OdpowiedzUsuńJak zwykle uśmialam się nad Twoim wpisem. Wiesz jak człowiekowi humor poprawić :)
no cóż życie matki to ciągłe poświęcenia i nie ma lekko no ;)
UsuńI dzień dzięki Tobie staje się lepszy :)
OdpowiedzUsuńoj dziękuję za miłe słowa:)
UsuńNo ale sobie wykombinowałaś cwaniara i tyle :)
OdpowiedzUsuńdo usług:)
UsuńCo jest z tymi facetami i tym "wycieraniem się nie do końca"? Mam taki sam egzemplarz i zupełnie nie jestem w stanie tego pojąć.
OdpowiedzUsuń:) RIP komarku ;)
może chcą sobie powietrze nawilżyć;)
Usuńidzie zimy, kaloryfery trzeba odpalić to się przygotowują;)