Don Kichot, Dulcynea i gruszka

Przyszedł wieczór. Ciemny wieczór. Dulcynea postanowiła wziąć kąpiel.



Zagrzała wielki gar wody nad ogniskiem, żeby wypełnić mosiężną wannę na lwich łapach. Wzięła więc gar, wiadrem z wodą ze studni napełniła. Ciągnęła z tej studni, ciągnęła i choć ciężko było to wyciągnęła, bo kobietą czynu była. Wstawiła na podnośnik i do gara nad ogniskiem wlała co by się grzała.

Kiedy woda już nagrzaną była Dulcynea wannę nią zapełniła. I odniosła gar nad ognisko. Sama się rozdziała ale z szat oczywiście i rzuciła je w kąt, żeby nie było widać jak bardzo są pomiętolone.

Zanurzyła jedną nogę w ciepłej wodzie, drugą i siebie całą. Kiedy pierwsza rozkoszna chwila w ciepłej kąpieli minęła Dulcynea odkryła to coś na wannie. Ale co to było?

Ni to jasne ni ciemne. Ni Supermen ni samolot. Wielki niewiadoma. Wyglądało jak banana końcówka, odgryziona. A banany Dulcynea znała, bo światową kobietą była. Znała też inne rarytas i takie tam ze światowych zakątków. I przygląda się i przygląda, i myśli i myśli, rozmyśla...aż nagle. Jest myśl, myśl jedna i cudowna w głowie świta. Zapyta Don Kichota.

Dulcynea przywołując Don Kichota głosem uwodzicielskim: Don Kichocie. Don Kichocie, chodź tu proszę.

Krzyczy i czeka. Mija chwila, a go ni widu ni słychu i żałuje wtedy, że nie krzyknęła, że plecy trzeba jej umyć, bo by w try miga przyleciał. Ale słyszy w końcu jak zbroja jego skrzypi kiedy kroki stawia.

Wchodzi więc Don Kichot do izby, w której wanna stoi i zapytuje białogłowę swą uprzejmie...

Don Kichot: Co się stało niewiasto? Po co mnie przyzywasz?

Dulcynea nie pozostaje mu dłużna i wskazując ruchem ręki ni to Supermena ni samoloty odpowiada....

Dulcynea: Wskaż mi mój Panie a cóż to jest? Struchlałam na widok tegoż i myślałam, że wyskoczę z kąpieli w przestrachu. Odpowiedz mi proszę mój miły. Coż to jest?

Don Kichot patrzy na nią z niedowierzaniem. Unosi raz lewą, raz prawą brew, drapie się po brodzie i odpowiada niewiaście.

Don Kichota: Białogłowo nie ogarnięta, toć po to mnie wzywałaś? Rozum Ci odebrało przy studni, czy jak? Toć to moja gruszka!

I wsiada na koń i odjeżdża.

Dulcynea zostaje w wannie z resztą gruszki i myślami własnymi co to chłopa chyba nigdy nie zrozumie. Nigdy przenigdy.

6 komentarzy:

  1. Sama bym nigdy przenigdy tego nie ogarnęła ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ja nie wnikam do czego mu ta gruszka służyła...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zycie! Ja też mam w domu Don Kichota, tylko mój nie walczy z wiatrakami. Mój je buduje. W garażowym laboratorium. Straszne.

    OdpowiedzUsuń