Poszliśmy z Małżonem i Małą po ciężkim dniu pracy na zakupy. Ot zwykła spożywka. Jakaś wędlinka, jakieś dodatki. No i przy kasie oczy matki padły na ciepłe lody. Mam słaba wolę jeśli o nie chodzi a ten mały bałwanek na ich czubku uśmiechał się do mnie okrutnie bardzo. Uśmiechał się strasznie. Musiałam go wziąć ze sobą. Tyle, że Małż się zbuntował.
Małż: Ej Ty bałwanka a ja co? Chcę fajki.
Ja: O nie nie. Fajki są złe. Bałwanek tyle zła nie zrobi.
Małż: No to co ja mogę chcieć?
Ja: Lizaczka albo ciasteczko.
Ok. Popatrzył, popatrzył i wybrał ciasto o pięknej nazwie "Rafaello". Pięknie wyglądało, więc się skusił. Kupione idzimey dalej. Do piekarni po świeże pieczywko. A tam Nasza ulubiona Pani, która wie co my i po co my. I nagle zauważa ciasto Małża. I patrzy na nie.
Ja: Tak, tak zdradził. Zuo!
Pani: E tam. Co to jest.
Małż: Rafaello.
Pani wyjmuje coś spod lady, pakuje i mówi: To jest prawdziwe rafaello. Domowa robota. Niech Pan spróbuje to a nie to przemysłowe. I niech Pan żonie da spróbować i jutro mi powie co i jak.
Małż wyzwanie przyjął. W domu dziabnął i jednego i drugiego i bardziej mu przemysłówka smakuje. A ja Wam przedstawie za to bombkę. Hand made by me! 100% natural i żadna przemysłówka.
Proszę Państwa oto bombka.
Bluzka mi wyszła, spódnica opadła, Małż nie powiedział nic. Wyglądam jak bombka piękna i jak bym ze 150 kilo ważyła. No i mam teraz dylemat. Powiesić się na choince od czubka po samą ziemię i być jej piękna ozdobą bombczaną, czy powiesić te nudne ozdoby co zawsze? Dylemat przeokrutny.
Jednak w związku z tym, że brzuch mi tak się dorobił to może bym Mikołaja fuchę na tą jedną noc w roku przejęła. Na wszelki wypadek zaczęłam trenować bezszelestne skradanie się.
Nawet mi wyszło. Razem z brzuchem;)
Buty - CCC
Cała reszta, niezmiennie F&F a spódnica jest cała w fakturze ujętej na zdjęciu pierwszym;)
A tu jej oryginał:)
