10 grudnia 2013
Zimowa kobiecość
Wcześniejsze kładzenie się spać doprowadza mnie do przemyśleń głębokich. Tak.na dobry sen. I stwierdzam, zupełnie poważnie, że martwię się o swoje zdrowie. Tak, tak. I nic to, że w krzyżu mnie łupie, że głowa mi pęka a kręgosłup chce żyć własnym i niczym nie skrepowanym życiem. Nic to. Mam na myśli coś o wiele gorszego. Mam na myśli.... zimową kobiecość.
Do tej pory byłam babą w spodniach. Bo wygodniej, czasem można pozwolić sobie na nożny zarost (oczywiście w granicach rozsądku i z pewności anie taki co to by spod nogawek witał cały świat), no i jakoś tak wygodniej biegać za dziecięciem. Poza tym no spodnie to spodnie. Można do nich wszystko. Raz elegancko a raz sportowo i już. Pełna dowolność.
Jednak od czasu pewnego gardzę spodniami. Moje ręce wyciągają się tylko w kierunku spódnic i rajstop. I chce mieć ich więcej, i więcej, i więcej. No taka sytuacja.
Czy to znaczy, że staje się....kobieca????? Porą zimową?????? Jezu, nie to żebym widziała w tym coś złego ale lubiłam stan "Ajm nat a gyrl nat jet a luman". Tym bardziej zimą kiedy spodnie jakoś tak do aury za oknem bardziej pasują.
No i co teraz? I co teraz? Będę kupować sukieneczki i spódniczki nęcąc tym swego Małża i przymarzając sobie tyłek. Gorzej, jak któregoś razu przymarznę rzeczywiście i nie będą to tylko powierzchniowe zmiany i odmrożenia. W końcu zimą raczej powinno się nosić spodnie. A mnie te nogawki odrażają i strasznie mnie denerwują tych spodni wędrówki w dół. Ja wiem, że przyciąganie ziemskie ale ostatnia rzecz, o jakiej marze, to chwalenie się majtami w misie czy inne cukierkowe bzdety przed światem. A spódnica jak jest tak jest i na spacery nie chodzi.
I zupełnie nic to, że wczoraj usiadłam na krześle tak, że cała mi do góry podjechała. W czarnych rajstopach nic widać nie było. A krat wczoraj jakieś kotki mi się do tyłka przykleiły. Na szczęście też dla mnie i otoczenia sama w pokoju byłam. Szybko się zorientowałam i nogę i tyłek zakryłam.
I zupełnie nic to, że jakiś czas temu też z klopa damskiego wyszłam z rąbkiem od spódnicy zahaczonym w rajstop. Tak, tak takie rzeczy zdarzają się naprawdę. Świeciłam więc półdupkiem w koło. I szlam nieświadoma tego zdarzenia przez pół korytarza, po czym ktoś zlitował się nade mną i mi o tym powiedział. Pani, która za mną szla stwierdziła natomiast, że ona myślała że tak miało być. A jasne. Lubie tyłkiem świecić tu i ówdzie. Taki przerywnik w pracy od wysiłku umysłowego dla mnie i całego otoczenia, i rozluźnienie. Następnym razem doczepię sobie ogonek z papieru toaletowego, żeby był element zaskoczenia i nowości.
I naprawdę żaden z tych incydentów mnie nie odstrasza. Żaden. Ani to,że nogi me raczej jak kawal szynki z giczą niż jak kabanosy i urazić mogę czyjeś estetyczne uczucia.
Nic mnie to. Biorę spódnice i już. Jak tak dalej pójdzie, to będzie już tylko gorzej. I tak zachorowałam na....zimową kobiecość. Więc jeśli gdzieś ujrzycie zimową porą przymarznięta babę do jakiejś ławki albo gdzieś, to będę ja. I szukajcie też ogonków z papieru toaletowego. To też będę ja. Poratujcie mnie wtedy.
Etykiety:
babskie pomysły,
Być kobietą,
Być mamą,
Być żoną,
szmatićku na patićku,
zimowa kobiecość
you might also like these posts
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)