Kiedy rodzice maja ochotę na kizia mizia to co?
No za łatwo byłoby po prostu się pokiziać. Trzeba najpierw uaktywnić tryb "gierki erotyczne".
Najpierw ja Małża zbijam z tropu. Jedziemy samochodem, jedziemy. Na zakupy, na spożywkę. Nic niesamowitego. Ot zwykle tak. W pewnej chwili zaczynam jęczeć i stękać, czyli akcja zmylić wroga.
Ja: Eh. Oh. Ah.
Małż: Co tak jęczysz?
Ja: Kręgosłup mnie boli, noga mnie boli, ręka mnie boli, nadciśnienie mam. No masakra. Sypię się.
Małż: Aha. Bardzo to optymistyczne.
I kiedy Małża czujność uśpiona, a jęczenie kojarzy mu się z rozsypką totalną atakuje.
Ja: Mam cycki, jak brzoskwinki.
Jeden zero dla mnie. Wędka zarzucona.
Małż: No to co, coś tam ten.
Ja: O nie, nie, nie. Tak tylko. Ja nie mam siły.
Wtedy Małż do ataku przystępuje. Niby nic. Włącza radio, piosenkę z basem. Zarzuca bas dodatkowy. I uśmiecha się pod nosem. Ja najpierw nie wiem o co mu chodzi. Za chwilę jednak się okazuje co i jak i po co. Bas wżera mi się w mózg i otumania. Totalnie.
Tak więc jesteśmy w domu, Mała idzie spać, bas mam w głowie, wędka zarzucona. No strach się bać.
To się nazywa podnoszenie temperatury w związku. A na pewno ciśnienia w obrębie naczyń krwionośnych;)
10 stycznia 2014
Erotyczne gierki rodziców
Etykiety:
codzienność,
Łóżkowe małżeństw rozmowy,
Małż,
mój mój MÓJ!,
seksi
you might also like these posts
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)