
Szczotka, pasta, kubek ciepła woda....Kto nie zna i nie nuci przy dziecku? Ja nucę z rzadka, bo szczoteczka elektryczna z Barbie załatwiła sprawę. Mała najchętniej myłaby zęby 24 godziny na dobę. Aż by szkliwo starła na miał.
Zazwyczaj odbywa się to tak, że my jej wieczorem szorujemy a ona sama szoruje z rana. Co by się wprawiała. Po prostu. Zawsze wtedy jej się nakład pastę i nalewa wodę do kubeczka. Wodę na wypłukanie paścianych resztek.
I dziś tak było. Najpierw weszła do łazienki, gdzie Małż mył sobie nogę i włosa. Ale nie na nodze, tylko na głowie.
Mała: Tato, tato daj mi scotkę popłukać.
Małż: Daj Ci wypłuczę.
Później przyszła do mnie.
Mała: Mamo tata wypłukał mi scotkę zebyś mi pasyunię mogła nałzyć.
Ja: Dobrze, już idę.
Weszłam do łazienki, choć się w niej ciasno zrobiło. Nałożyłam pastę Mała przystąpiła do wanny. Chciała myć.
Mała zirytowana: Tato, tato weź się bo nie mam miesca.
Małż: Przesuń się kawałek to oboje się zmieścimy.
Mała: Nie. Weź tato psepłyń bo zeby myje i miesca potsebuje.
Dziecięca logiczna logika. Woda równa się pływanie. I nic to, że Małż za duży do pływania w tym basenie. Nic to. Może się trochę skręci w nadgarstku, trochę w kostce, złoży się w pół i włosy zepnie w kok i miejsce się zrobi. Popłynie w tym ruskim osiem, aż zatrzyma się .... centymetr dalej. To dopiero pływanie wyczynowe. A ile kalorii straci. Bo przecież potrzeba wiele energii do przepłynięcia jednego centymetra. Nawet nie sześciennego, zwykłego. Biedny, cień z niego zostanie.