Szybki sposób na ciepłą strawę

 




My matki często spożywamy zimne posiłki, zimne napoje i w ogóle dużo zimnego. Z jednej strony może to i dobrze, bo jak wszyscy wiemy kiedy coś jest zimne organizm wykonuje podwójną robotę. Ogrzewanie i trawienie. Podwójna robota, to podwójna energia, a podwójna energia to podwójna porcja kalorii spalonych. No niby fajnie, fajnie ale jednak od czasu do czasu przydałoby się coś ciepłego pochłonąć. Tylko jak to podgrzać? Oczywiście w sytuacji kiedy gazu czy prondu pod ręką brak.

O ile na napoje można li jedynie nachuchać tudzież może podstawić pod lampę stojącą, albo lampkę nocną w celu naświetlania i absorbowania ciepła z promieni żarówki, ewentualnie zapalniczką od dołu posmyrać, o tyle ocieplanie czegoś bardziej stałego może sprawiać problem. I tu mi się przypomina pewna moja ostatnia wycieczka. Nie będę mówić gdzie i z kim, jak by nie było bez Małej i Małża.

Wycieczka zaczęła się w godzinach po południowych, czyli pewnie było koło 13. Ja przezornie w takich sytuacjach jem maksymalnie mało na wypadek, gdyby coś miało się przydarzyć a wolałabym tego uniknąć (szczególnie, że wśród nie rodziny a znajomych lepiej unikać takich wpadek). Miałam dwie kanapeczki z czego jedną w lodówce "pracowej" ulokowałam co by mi nie padła do wycieczki, a drugą pod ręką. Na drogę obie miały być. Chyba nie muszę dodawać, że tej z lodówki zapomniałam?

Jedziemy, jedziemy. I gdzieś koło drugiej godziny podróży zaczęły się rozmowy o jedzeniu. Oh...a to przed wigilią było. Od razu zapachniało mi kapustą z grzybami, ciastami, pierogami i barszczem z uszkami. Ślinka pociekła sama. Niestety wtedy też z przerażeniem stwierdziłam, że jedzenie już sobie poszło. Nie było perspektyw ani na jedzenie ani na dłuższy postój. Każdy chciał szybko dojechać na miejsce, nawet ja. Niestety w głowie mej zaczęły się kłębić myśli. Takie ciepłe, takie pachnące i takie smaczne. Myśli obsesyjne, które podsycały te wszystkie wigilijne potrawy.

Ja: Ależ ja bym zjadła tych pierogów.
Ktoś: No widzę, że od tego mówienia o jedzeniu koleżanka się głodna zrobiła.
Ja: Tak. Chce mi się pierogów ale nie takich za grubych tylko takich idealnych. Z idealnym ciastem.
Ktoś: A farsz?
Ja: A farsz może być jakikolwiek. Ruskie albo z kapustą i grzybami albo z kurkami.
Ktoś: Widzę koleżanka różnorodnie.
Ja: Tak. Chce mi się pierogów.
Ktoś: No to możemy podjechać do biedronki, kupimy mrożone.
Ja: A jak je sobie zgrzeje? Nachucham?
Ktoś: Nie. Rzucimy na grilla, na silnik. Podgrzeją się. A nawet z grilują porządnie. W gratisie dostaniesz sos olejowy. Będą ciepłe i z dodatkiem sosu. Mówię Ci, miodzio.

Tia....Także mamuśki jak nie macie prondu ani gazu a strawę w postaci stałej wrzucajcie na "ruszt". Będzie ciepłe a i na sosie zaoszczędzicie;)

PS. Nie muszę chyba dodawać, że to byłą bardzo wesoła wycieczka;)

8 komentarzy:

  1. fajna wycieczka, od razu widać że było ciekawie, w końcu coś zjadłaś, czy cierpiałaś dalej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w końcu dojechaliśmy na miejsce, po kolejnych dwóch godzinach ( w których ja nawijałam o tych pierogach, aż wszyscy zgłodnieli) i poszliśmy coś zjeść...a była to meeeega pizza. naprawdę mega.
      pierwsza taka wielka pizza w tak niskiej cenie , jaka mi się w życiu przytrafiła.

      Usuń
  2. może czas przejść na dietę oszczędnie podgrzewaną :p

    OdpowiedzUsuń
  3. hehehe no i rozstrój żołądka murowany :P Ja kiedyś w kominku kiełbaski piekłam, a małż wszedł do domu ogromnie zdziwiony co ja robię. W całym domu zapach wędzonki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E to powinien sie chyba cieszyc, ze nawet wedzenie masz w malym paluszku i potrafisz wyroby domowe zdzialac;)

      Usuń