Na litość boską!

Ten post będzie tak nie Mamaroniowy, jak mój poziom irytacji dziś.
Cóż bywa, taki mamy klimat.

Jestem matką. Jedną z wielu na tej ziemi, jedną z wielu w Europie i jedną z wielu w Polsce.
Wyniosłam pewne wzorce z domu, jak każdy.
Wyniosłam pewne przykłady z życia, jak każdy.
Nauczyłam się na sowich błędach, jak każdy.

Jednak to, że jestem matką nie znaczy, że inna matka choć odrobinę wie co ja myślę, co czuję i jak postępuje, ani tym bardziej w jaki sposób wychowuje swoje dziecko i z czego to wynika.

Karmię piersią, nie karmię.
Wracam do pracy, nie wracam.

Nikt nie zada sobie trudu, żeby się zastanowić czemu tak, a nie inaczej.
Nikt nie zada sobie trudu, żeby zrozumieć mnie.
Nikt nie zada sobie trudu, żeby zobaczyć czy moje dziecko jest szczęśliwe a w domu jest miłości na tony.
Nikt.

Za to każdy zada sobie trud, żeby mnie ocenić czy karmię czy nie.
Za to każdy zada sobie trud, żeby ocenić jaką okropną matką jestem bo wróciłam do pracy.
Za to każdy zada sobie trud, żeby wytknąć mi choćby najmniejszy błąd szczególnie jeśli o moje dziecko chodzi.

Patrzę na matki i dziwię się.
Naprawdę się dziwię.
Same sobie psujemy krew.
Same nie chcemy być oceniane, a oceniamy innych.
Same próbujemy przekonać innych do własnego światopoglądu. Za wszelką cenę.

A ja wychodzę z założenia, że każdy swój rozum ma.
Każdy potrafi czytać.
Każdy rozumie słowo pisane i zasłyszane.
Każdy bazuje na swoim doświadczeniu, światopoglądzie i codzienności.
Więc jeśli nie jesteśmy w drugiej skórze to nie starajmy się być mądrzejsi od najmądrzejszych.
Nie starajmy się być świętsi od najświętszych.
Żyjmy i dajmy żyć innym.

Porozmawiajmy, wymieńmy się doświadczeniami ale na litość boską nie próbujmy przeżyć życia za innych.
Przeżyjmy je za siebie!
Bo rozliczani przez świat będziemy z własnych uczynków a nie nawracania na siłę dusz, które właściwie nawrócenia nie potrzebują.

Reagujmy na tragedie dookoła.
Szczególnie jeśli o dzieci chodzi.
Ale nie róbmy tragedii tam, gdzie ich nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz