Jest popołudnie. Godzina piąta a właściwie szósta. My w centrum handlowym, bo ja uparcie szukam rowerka treningowego, co by zamienić step na rowerek. Mniej obciąża mój wykręcony w ruskie osiem kręgosłup. Odwiedzamy Go Sport, oglądamy, debatujemy i szukamy. W oczy rzuca mi się parka. On, on i dwójka dzieci. Jedno mniejsze demoluje ceny w sklepie, drugie niewiele starsze lata za mamą, która bardziej skupia się na ciuchach.
Cóż, myślę sobie, taki lajf. Wychodzimy ze sklepu i udajemy się coś zjeść. Niezdrowa rzecz raz na jakiś czas jest dozwolona. Kupujemy, siadamy, wcinamy. I znów pojawiają się oni.
Matka wkłada młodsze (na oko 7 miesięcy) do fotelika dla dzieci, podsuwa fotelik do stołu i każe drugiemu (na oko 2-3 lata) pilnować. Drugie ma siedzieć, pilnować i się nie ruszać. Zadanie odpowiedzialne, czasem ciężkie dla dorosłego. Widać dwuletnie barki jednak lepiej dadzą radę. Sama z nim idzie do kolejki. I czas się zatrzymuje. Ona wpatrzona w niego, on w nią. Na dzieci nie pada ani jedno spojrzenie, za to wiele spojrzeń poświęcają sobie. Spojrzeń czułości i pocałunków. Całuski, cukiereczki, ciasteczka rzec by się chciało. Magia i miłość. Nic tylko się wpatrywać.
W pewnym momencie starszy zaczyna bić po twarzy młodsze. Walić w krzesło i drzeć się. Głośno, coraz głośniej. Małe ucieka przed ciosami ale zakres ruchu ma niewielki. Nic nie rusza ich-kolejowych, dopóki kątem oka nie zobaczą co się dzieje. On krzyczy na cały regulator "Zostaw, co Ty mu robisz". Ona podchodzi do malucha, ściska go za rękę i prawie przez zęby syczy "Mówiłam Ci, że masz być spokojny". Potem wraca do niego-kolejkowego.
I zaczyna się znów. Oni zajęci sobą, a starszy chadza sobie wśród ludzi w kolejce, uderza w fotelik, w młodszego i krzyczy, oj krzyczy szaleńczo. Oni natomiast spokojnie robią zakupy niezdrowe.Wszyscy się oglądają, przypatrują. Dzieci są punktem centralnym. Dwójka małych i samych. Nie często się zdarza.
W końcu oni-kolejkowi kupują siadają i jedzą. Starsze mówi "Co to, ja tez chcę". Matka odpowiada "Nic co powinno Cię interesować". Ale w końcu udaje się i dostaje coś do jedzenia. Zamyka się buzia i nastaje cisza, bo przyszła pora karmienia.
Patrzyłam na nich jak zaczarowana. Ale negatywnie. Bardzo negatywnie i z żalem.
Ja rozumiem miłość, zakochanie i zauroczenie ale gdzie miejsce dla dzieci?
Gdzie choć odrobina ich uwagi dla nich?
Gdzie?
Nie mówiąc o tym, że nie każdy musi słuchać darcia dziecka w sklepie. Ja zawsze Małej tłumaczę, że nie każdy chce słuchać krzyku i czy ona zadowolona by była gdyby ktoś na nią krzyczał albo krzyczał jej do ucha. Szanuje ludzi dookoła mnie i szanuję też swoje dziecko i prawo jego do dziecka byciem. Ale są granice.
Pomijam fakt, iż mi w głowie się nie mieści pilnowanie niecałego roczniaka przez dwu-trzy latka.
I kto mi powie, co powinnam odpowiedzieć Małżowi, który spojrzał na mnie i zapytał "czy to jeszcze wychowanie bezstresowe czy już patologia"?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy ten starszy maluch żyje bez stresu? śmiem wątpić, rodzice za to z całą pewnością tak. Przykre!
OdpowiedzUsuńi to jest wlasnie najsmutniejsze....
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to już jest patologia, a o wychowaniu bezstresowym nie ma tutaj mowy - ani starszy, ani młodszy bezstresowo wychowani nie są, rodzice też raczej do tych bezstresowych się nie zaliczają. I tylko dzieciaków szkoda, że trafili na dorosłych o poziomie IQ niższym niż IQ spłuczki do kibla...
OdpowiedzUsuńzero odpowiedziqlnosci I zero dojrzalosci. Zadziwiajace, ze tacy ludzie mama dwojje dzieci, a Ci ktorzy badzo chca I byliby super rodzicami czesto nie moga ich nie.
OdpowiedzUsuńO matko, jaka dołująca scena :(
OdpowiedzUsuńŻal mi tych dzieciaków, a zwłaszcza chyba starszaka :(
mi tez bylo przykro i miałam ochotę potrząsnąć ta kobieta...
OdpowiedzUsuńChyba brak podstawowej wiedzy czy wyczucia rodzicielskiego. A wymagania od dwu-trzylatka by siedział spokojnie? Abstrakcja.
OdpowiedzUsuńAle szczerze - naprawdę to Cię dziwi? Zdolność do prokreacji nie ma nic wspólnego z dojrzałością rodzicielską. Zbyt często się o tym przekonujemy.
OdpowiedzUsuńDramat. A najgorsze jest to, że takich pseudo-rodzin jest coraz więcej. Swoją drogą jak to jest, że opieka społeczna zabierze dzieciaka od babci, bo doprowadziła do jego nadwagi, a egoistycznej matce, która ma w nosie swoje dzieci nikt nie zwróci nawet uwagi?
OdpowiedzUsuńto jest bardzo dobre pytanie i sama się nad tym zastanawiam. może to kwestia łatwości, w sensie łatiwiej i szybciej odbrać takie dziecko od babci niż wchodzi w patologię. na pewno jest tak wygodniej. szkoda tylko, że bardziej stresująco dla dzieci i powoduje to niesamowite traumy.
OdpowiedzUsuńPatologia i to przez duże "P". Już widzę tą parę i te biedne dzieci. Ciekawe czy to prawdziwy tatuś był czy może kolejny fagas mamusi- takie skojarzenia mi sie nasunęły do opisanego przez Ciebe obrazka .... Smutne to.
OdpowiedzUsuńja też miałam takie skojarzenia kiedy to widziałam....
OdpowiedzUsuń