Zwykła podróż po mieście komunikacją z Małą przeradza się zazwyczaj w niezwykłą kilkugodzinną rozmowę. Trzeba zapytać dosłownie o wszystko, bo przecież ciekawe jest wszystko.
Ciekawe jest czemu Pan siedzący na przeciwko ma taki a nie inny plasterek. Czy przewrócił się? Czy skaleczył? Czy leci mu krwia i czy niedługo go zdejmie?
Kim są pasażerowie? Czemu na miejscu na przeciwko małej nie ma pasażer? I co to znaczy, że autobus ma trasę?
A czemu ta Pani siedzi na miejscu, gdzie jest znaczek z dzieckiem? Co znaczy ten znaczek, jeśli Pani nie ma dziecka?
A czemu tym autobsem nie dojedziemy tu i tu a tu i tu tak? I czemu jeden jest dłuższy od drugiego i ten jeden ma takie coś czarnego na żółtej rurze?
Pytań jest bez liku i nie każdemu matka zdoła podołać. Ale stara się , a kiedy nie wie to mówi wprost "nie wiem". Bo jaki tu sens ściemniać?
Ostatnio metro było na tapecie. Już nawet doszło do oswojenia i nie trzeba wysiadać zaraz po wejściu do niego. Mała ma frajdę w powtarzaniu stacji. No i tak się nawet jej udaje.
Ja: Niuniu jaka to stacja?
Mała: Nie wiem.
Ja: Dworzec Gdański
Mała: Dwozec Gdanski.
Ja: A ta? (oczywiście była już inna stacja;))
Mała: Plac Łisona
Ja: Misiu Plac Wilsona.
Mała: Plac Łilsona.
Ja: Dobrze misiu.
Mała: No dobla, a skolo jest plac to gdzie jest Łilson?
To zdecydowanie należało do najtrwożniejszych pytań Małej. Wilsona nie odnalazłyśmy, plac pozostał. No gdzie ten Wilson cholera jasna.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Był, nazwał, poszedł sobie niedobry.
OdpowiedzUsuńUwielbiam podróże z dziećmi... Nie ma wtedy nudy :D
OdpowiedzUsuńZa młodu pytałam się dziadka o to gdzie Kopernikowi uciekł ptaszek... że niby ten co siedzi na Krakowskim Przedmieściu to ma klatkę a nie globusa w łapce:D
OdpowiedzUsuńna tym globusie na pewno są gdzies tereny dziewicze, gdzie ptaszki siedzibe maja;)
OdpowiedzUsuń