O poranku

O poranku bywa ciężko, szczególnie po wczesnej pobudce. Ale cóż zrobić takie życie i lżej nie będzie do 18-tki latorośli własnej.Po cichu jednak myślę, że jeszcze rok i może będzie lepiej. Ale ja tu nie o tym. Ja o poranku.

Kiedy na wstawanie nałoży się masakryczny ból łowy to sukces matki murowany. I nic to, że zapomni o przekręceniu bluzki na stronę prawa i paradować będzie z metką i rozmiarem na widoku. Dumnie, na boki i na plecach. A jak. Nic ot, że zamiast wyjąć ketchup z puchy widelcem w ręku, wyjmie go palcem a widelec ketchupu nawet nie uświadczy. Nic to. Dziś matka jakoś nie kumata wyjątkowo.

Poszłam do łazienki w celu dokonania porannej toalety. Zawsze od zębów zaczynam. Szczoteczka do ręki. Zadowolona cała ja poszukuję pasty. Wzrok mój prześlizguje się po wszystkich tubkach dookołą i łapię, tą która wydaje mi się właściwą. Nakładam pastę na szczoteczkę i szoruje.

"Mmmmm. Dobra. Jakaś taka słodka, ale może się utleniła albo co. Może mydło się do niej dostało, albo co" myślę sobie i myję dalej. Myję zadowolona z siebie i myję czując słodycz w ustach. Ach, jak miło i przyjemnie zęby pomyć.

Kiedy wyszorowałam, szczoteczkę na miejsce odłożyłam sięgnęłam po tubkę. Patrzę i już wiem czemu tak słodko było. Już wiem. Umyłam zęby pastą własnego dziecka. Grunt to zorientowanie  w temacie i jeszcze wymyślanie teorii spiskowych. Bo w sumie skąd mi przyszło do głowy, że do pasty mogło dostać się mydło? I czemu akurat ono miałoby być słodkie?

PS. Aktualizacja: stan się utrzymuje. Dzis jechaliśmy rano do pracy. Przejeżdżamy niedaleko elektrociepłowni, więc kominy widać. Ja zapatrzona w okno obserwuje dym z nich się wydobywający. Obserwuję i obserwuję, i w pewnym momencie....

...o matko!....

Z dymu wyłania się....czarna dziura. Serce podchodzi mi do gardła i przypomina o sobie szybszym biciem. Tudum, tudum, tudum. To na pewno jakiś piąty, szósty czy tysięczny wymiar. Wymiar równoległy. Otwiera się przejście. Powinnam to nagrać, do naukowców wysłać. Patrzę, jak urzeczona i wtedy pojawia się prawdziwe oblicze czarnej dziury. Wyziera spod dymu dokładniej niż wcześniej. Jakież było moje rozczarowanie kiedy okazało się, że to tylko najwyższy komin. Tyle mi po karierze zostało. Komin ;)

4 komentarze:

  1. Ile razy ja to miałam - nie tylko pasta, ale i szczoteczka pomyliły mi się nie raz ;). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczoteczka jeszcze przede mną;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj niedobrze matka. Czarne dziury juz widzisz - może to efekt uboczny dzieciowej pasty. To by wyjasniało kreatywnośc diecia twego ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Osz ty w pietruszkę, nie pomyślałam o tym.
    dziecięcą pasta to zuo!!!

    OdpowiedzUsuń