W tym roku jasełka były. Dziś. Ja miałam rolę dziecka, który w darze Jezusowi niesie książkę i lalkę. No więc matka z tej dziecięcej okazji postanowiła zrobić sobie dwa kucyki, zawiązać wstążeczkę, założyć spódniczkę i...dorobić sobie piegi. Jakoś mi się te piegi bardzo dziecięco kojarzą. Jak na kobietę przystało piegi powstały z połączenia czarnego eyleinera ze skóra. Nieregularne, czarne, rozmazane ale efekt mi się bardzo podobał. Nawet bardziej niż bardzo. I poszłam na scenę.
Wyszłam, zagrałam i było super. A później przyszła Mała i mnie podsumowała.
Ja: I jak kochanie Ci się podobało?
Mała: Bardzo. Masz fajne kucyki ale te plamy mi sie nie podobają.
Ja: Jakie plamy?
Mała: No te czarne?
Ja: Niuniu to są piegi.
Mała: Nie, zmyj to!
Ja: Niuniu ale one mi się podobają.
Mała: Zmyj to! Chce żebyś wyglądała jak moja mama, a nie jakaś obca ciotka!
I tak oto czar matki prysł. A taka dumna z siebie byłam. Tak mi się podobała moja stylizacja charakteryzacyjna. Tak bardzo.
No to pokazuję wam ciotkę-matkę-z piegiem, żebyście mogli ocenić;)
Piękna matka-ciotka! A piegi baaardzo twarzowe...:)
OdpowiedzUsuńdzięki;)
OdpowiedzUsuńtrzy razy malowane i dwa razy zmywane;)