Ja jestem zwierze czosnkowe. Kocham czosnek i jeść mogłabym go ze wszystkim. No może poza ciastem ;). Niestety Małż mój zupełnie uwielbienia nie podziela i Mała też jakoś nie za bardzo się kwapi. Więc ja, sama jedna, zionę kiedy tylko się da. W końcu czosnek ma niesamowite znaczenie dla organizmu, jako całości w tym dla odporności. Więc lubię i wcinam.
Ostatni na zakupach zrobiliśmy sobie przerwę na zjedzenie czegoś. I jak zawsze, kiedy przyszło do sosów, ja wybrałam czosnkowy, Małż ostry a Mała bez sosu. Mała jak widać jest najbardziej fit z naszej trójki;).
Podczas konsumowania Mała koniecznie musiała do toalety. Nie lubię tego procederu bardzo....ale może o tym inny post. I nie chodzi o to, że upocę się okrutnie próbując w ciasnej klitce ją rozebrać, ubrać i zadbać o jej higienę tamże. Nie, to nie to. No ale chciał nie chciał poszedł. Nachylam się do Małej, żeby jej pomóc i przyspieszyć sprawę.
Mała: Mamo chuchnij mi.
Ja zdziwiona wielce chucham.
Mała: Mamo ale cziosnkowo pachniesz. Ładnie nawet.
Ja: A Ty lubisz czosnek?
Mała: Nie, e e.
Ja: Czemu?
Mała łapiąc się za czoło: Mamo on jest ostry. On źle działa na mój orgazm.
Mam nadzieję, że nikt z kibla z wrażenia nie spadł, tudzież do niego nie wpadł.
Oto dziecię Małe o orgazmie gada. Tak sytuacja. Sorry taki mamy klimat. Przecież każdemu zdarza się pomylić organizm z orgazmem. Też mi wielka sprawa, taki psikus.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)


Nienawidzę czosnku :), ale małą uwielbiam, te jej złote mysli :).
OdpowiedzUsuńbardzo złote;)
OdpowiedzUsuńjak czosnku nienawidzisz to byś się z Małżem i Małą dogadała ;)
I ja i ja!!
OdpowiedzUsuńty tez antyczosnkowa? No nie.
OdpowiedzUsuń