Spójrz
na swojego partnera. Teraz mrugnij oczami i spójrz raz jeszcze. I co widzisz?
Zapewne nic. Nie zmieni się nic przez jedno mrugnięcie powiek. Spojrzą na
Ciebie te same oczy. Zobaczysz te same włosy, które lubią być wieczorami w
nieładzie. Te same usta uśmiechną się do Ciebie albo zagają rozmowę. Nie zmieni
się nic. Nie schudnie, nie przytyje, nie wyłysieje. Nic a nic nie ujdzie twojej
uwadze przez jedno mrugnięcie powiekami. Przynajmniej nic co na zewnątrz. A co
z tym, co w środku?
Tutaj
jest o wiele ciężej, w czasie jednego mrugnięcia może mienić się naprawdę wiele.
Od euforii po stan głębokiego zaniepokojenia i lęku. Bo cóż ona może chcieć, że
tak się na mnie patrzy? Ano może. Może chcieć poznać prawdę. I będzie wzrokiem
świdrować, i wpatrywać się będzie po to, żeby przeniknąć przez to, co się nie
zmieni. Aż w końcu dostrzeże mały błysk, później zaobserwuje zachowanie i
połączy fakty. I odkryje przerażającą prawdę. Przerażającą.
Mój
mąż chodzi do łóżka z obcymi!
Nie
często, raczej rzadziej, żeby zmylić mnie i moją czujność. Czasem jest jedna
obca czasem kilka, a każda inna. Każda na swój sposób widoczna i każda smakuje
inaczej. Różnorodność, przygoda, rozkosze pełne. Zero zahamowań, zero „nie,
nie mogę, nie teraz, boli mnie głowa”. Zero. Wszystko dozwolone, wykonane,
zapomniane i wybaczone. I tylko te konsekwencje. Te konsekwencje, które widać
gołym okiem zawsze, kiedy pójdzie z nimi do łóżka.
Wczoraj
zrobił to przy mnie. Myślał może, że śpię. Może, że nie zauważę. Wziął ich
trzy. Trzy na raz. Do naszego łóżka. I nie smakował każdej po kolei, smakował
wszystkie na raz. I tak oto kabanosy, zagryzał ogórkiem kiszonym i zapijał
piwem. A łóżko dla nas wszystkich nie było za małe. I tak oto wiem, że mąż mój
bierze obce do łóżka. Dobrze, że kruche rzadko. Raczej kabanosy, banany, imbir
marynowany czy kiełbasę. A później te konsekwencje. I ta prawda prosto w oczy,
i krzyk z łazienki „Kochanie, chyba waga nam się zepsuła”.