Od kilku dni zauważam u Małej etap
uduchowienia, głębszego sensu, zwrot ku sprawom niematerialnym. Niby mała, a
już taka świadoma i taka filozoficzna. Skąd ten wniosek?
Jest sobota wieczór. Wracamy ferajną z
kościoła. Wchodzimy do domu, relaksujemy się. No może ja się relaksuje, bo
zalegam na kanapie. I nagle podchodzi Mała ze śpiewem pieśni na ustach.
Mała: Bądź że pozdrowiona ostrygo żywa.
Może hostyjo nie potrafi wymówić. Nie wiem, no
nie wiem.
Dzień następny. Najpierw spacer rodzinny,
później posiłek. Ja sałatka moje dwa trzpioty mniej zdrowo. Siedzimy spożywamy.
W oddali widać kino.
Mała: Mamo?
Ja: Yhym.
Mała: A pójdziemy do kina?
Ja: A na co byś chciała iść?
Mała: Na tą bajkę.
Ja: Którą?
Mała: No tą, yyyyyy, tą o małym księdzu.
Śpiewa pieśni, chce oglądać żywoty świętych i
księży. Wchodzimy na wyższy level istnienia.