12 lutego 2016

Może za 13 lat....

Podkurczając nogi pod brodę i starając się usnąć na łóżku o wymiarach mini na mikro myślałam o tym co jest. Nie wiem skąd mi się to wzięło, nie wiem po co ani do czego. Wypadłam na chwilę z konwencji "uśmiech proszę" przeklinając siarczyście pod nosem.

I cóż wymyśliłam?

Ano nic. Nic zupełnie odkrywczego.

Pomyślałam o tym, jak bardzo zgadzam się ze słowami Ani Dąbrowskiej odnośnie macierzyństwa, że pięć lat to zbyt mało. Pięć lat to dopiero początek, a ja tak jak ona w tym macierzyństwie mocno niedoświadczona jestem. I nie zmieni się to za rok, za dwa, ani za trzy. Może za trzynaście będę mogła powiedzieć coś bardziej pewnego, coś z doświadczenia. Może wtedy.

Pozostaje mi więc co najmniej pełnych i ciekawych trzynaście lat. Otwierania szeroko oczu, nadstawiania uważnie uszu, trenowania własnych rąk by w porę zawsze potrafiły złapać to co najcenniejsze, napinania własnych nerwów do granic możliwości, testowania siebie i jej w układach okresowych codzienności, pokonywania labiryntów z zabawek, ubrań a później koleżanek, kolegów i pierwszych miłości, dostraja się wzajemnie, krzyków i słów rzuconych bezmyślnie i miliona jeszcze innych mniejszych i większych spraw, tajemnic, wrażeń. 13 lat codzienności, której nie potrafię przewidzieć zaplanować do końca. 13 lat doświadczania i uczenia się.

I wcale nie żałuję, że tak to jest. Wręcz cieszę się, że nie jestem doświadczona. Nie chcę być. Mam czas na stawanie się doświadczeniem w czystej postaci.

Na razie pozwalam sobie wściekać się mocno, kochać równie mocno, dotykać ciepłego czoła i całować go chłodnymi wargami, żałować i nie żałować, czuć się dumną, zagubioną i szaloną, wymagać, poznawać euforię poprzez załamania, być człowiekiem-matką i podkurczać nogi pod brodę na łóżku o wymiarach mini na mikro.