Ja, mały trybik!



Jest sobotni poranek. Dzień budzi się do życia, a wraz z nim ja. Budzik dzwoni o 6:30 i daje znać nieubłaganie, że już czas i pora. Pora zacząć dzień, poruszać odnóżami, dotlenić się.
Niestety, aż tak pięknie to nie jest.

Zamiast tego zwlekam się z łóżka, ogarniam to co widzę w lustrze choć trochę. Zakładam ciuszki, buciki, zgarniam wodę w rękę i ruszam. Ruszam, choć nie chce mi się, mówiąc dosadnie, kurewsko bardzo. Ale nic to, odpalam endomondo i ruszam.

Jedna noga, druga noga jedna noga, druga noga. W głowie tylko „Nie chce mi się, nie chce mi się, nie chce mi się”. Nogi przebierają, hop i hop i hop. I tak cały czas przed siebie ściskając telefon w ręku i wodę w drugim ręku. Z każdym ruchem nóg jest coraz lepiej. Ciało się poddaje a umysł czyści. I przychodzi taki moment, że po prostu biegnę. No powiedzmy, że truchtam.

Nie rozwijam prędkości, nie jestem ekspertem. Po prostu truchtam z czystą głowa i uregulowanym oddechem, dumna z siebie że mija kolejny kilometr. I nagle zza rogu wybiega on. Sylwetka biegacza, tempo równe, szybkie, ciało zwarte. Istny biegacz we własnej osobie. Zbliżamy się do siebie, może nie mega szybko, ale jednak szybciej niż spacerowo. Kiedy jesteśmy już na tyle, blisko, że zaraz się miniemy on uśmiecha się do mnie szeroko i pozdrawia uniesieniem ręki.

I za to właśnie lubię biegaczy i bieganie!

Nie oceniają, nie komentują, że jesteś za wolny, nie taki, do niczego. W zamian za to uśmiechną się do ciebie i pozdrowią. A ty wtedy, co? Uśmiechasz się i czujesz, że twoje nogi mogą wybiec kolejny kilometr. I biegniesz.

Wracasz do domu zmachana, spocona, ale mega szczęśliwa. Nie chce mi się zamienia się na całkiem fajne uczucie. I czujesz, że jesteś małym trybikiem gdzieś tam w jakiejś machinie :)
W związku z czym idę dziś potruchtać :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz